Piątki, to dla nich specjalny dzień, który przeznaczają na działanie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jak się okazuje, na wolontariacie pojawiły się nawet w trakcie ferii zimowych! O tym, jak połączyły swoje pasje i odnalazły miejsce dla siebie, opowiada wspaniały duet matka-córka - Edyta i Julia Puchała, neonowe wolontariuszki Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Powiedzcie, co Was skłoniło do zgłoszenia się na wolontariat?
Julia: Chodzę do szkoły, gdzie wolontariat jest wymogiem, dlatego na początku kierowałam się potrzebą wykonania zadania, które zostało mi narzucone. Ale z czasem stwierdziłam, że skoro już muszę to zadanie „odhaczyć” to chciałabym zrobić coś, co mnie interesuje i gdzie naprawdę będę komuś pomagać. Więc jak tylko znalazłam wolontariat w Archiwum Neonów MSN, to poczułam ekscytację i od razu zaproponowałam mamie wspólne uczestnictwo. Pomyślałam, że fajnie by było połączyć nasze pasje i robić coś razem.
Edyta: Ja postanowiłam uczestniczyć w wolontariacie już jakiś czas temu. Chciałam dobrze i pożytecznie wykorzystać wolny czas. Zaczęłam wtedy szukać na stronie ochotników warszawskich, których „poznałam” poprzez reklamy na przystankach komunikacji miejskiej. Pamiętam, że znalazłam wtedy opcję i już miałam pójść na pierwsze spotkanie, ale wybuchła pandemia i projekt upadł. Minęło trochę czasu, a wtedy Julia zapytała czy bym z nią nie chciała chodzić na wolontariat w Archiwum Neonów. Odpowiedziałam, że absolutnie tak.
Dlaczego akurat MSN, a nie inne wydarzenia kulturalne? Festiwale filmowe na przykład?
Edyta: Chciałyśmy uczestniczyć w wolontariacie na stałe. Żeby było poczucie przynależności do miejsca, do wspólnoty i żeby zbudować rodzaj rutyny. My chodzimy na wolontariat w piątki po pracy/po szkole. I czasami mimo że są ferie czy z jakiegoś innego powodu mogłybyśmy sobie odpuścić, to jednak idziemy na wolontariat, właśnie dlatego, że stał się on stałym elementem naszego kalendarza.
A co Was przekonało do tego, by zostać w Muzeum?
Julia: Właśnie chyba środowisko. Ludzie, z którymi pracujemy, to sympatyczni pasjonaci, którzy w dodatku się lubią. Wszyscy należymy do grupy miłośników sztuki, a to zbliża i inspiruje.
To powiedzcie w takim razie, jakie zadania wykonujecie?
Julia: Uzupełniamy bazę danych warszawskich neonów. Wpisujemy do bazy wszelkie szczegóły i informacje, które znajdujemy w dokumentacji projektowej i technicznej.
Edyta: Pamiętam, że gdy na pierwszym spotkaniu Robert wprowadzał nas w ten projekt opowiadał nam, że MSN przejęło całą dokumentację po nieistniejącym już przedsiębiorstwie reklam świetlnych i, że tej dokumentacji jest tak dużo, że gdyby poszczególne pudełka ułożyć jedno na drugim, to stos ten przewyższyłby Pałac Kultury. Mamy więc jeszcze dużo pracy do wykonania. Nasze neony zostały podzielone na 3 kategorie pod względem jakości dokumentacji no i samego projektu. Na początku dostałyśmy do wpisywania neony trójki czyli takie najmniej spektakularne i gdzie jest najmniej dokumentacji. Potem przeszłyśmy do „obróbki” tzw. dwójeczek, co było przeze mnie poczytane jako „awans”. Następnie pewnie przejdziemy do jedynek, które mają bardzo bogatą dokumentację, a których ja się osobiście trochę obawiam, bo to już najprawdziwsze dzieła sztuki są.
Macie jakieś ulubione neony, które się gdzieś pojawiły w dokumentacji i zapadły Wam w pamięć?
Edyta: Może to taka moja natura, ale ja zawsze szukam (i znajduję) fajnych elementów w rzeczach, które robię. Te neony były kiedyś absolutnie wszędzie. Każdy, kto miał jakiś biznes, miał neon. I tak np. kiedyś miałyśmy dokumentację neonu, gdzie inwestorem było przedsiębiorstwo stołeczne. Nie umiałyśmy dopasować branży. I gdy otworzyłam projekt neonu ukazało mi się śliczne duże jabłuszko, z wstążką pod spodem, a na niej napisane było „Okęcie”. Okazało się, że neon przynależał do zwykłego warzywniaka na Okęciu. To było odkrycie! No i jeszcze neon związku wędkarstwa polskiego ze śliczną rybą był świetny. Oczami wyobraźni widzę jak one świecą na różne kolory. Szkoda, że należą już do przeszłości.
Julia: U mnie chyba podobnie. Na mnie wciąż robi wrażenie dokumentacja projektów na papierze fotograficznym.
Edyta: Ostatnio pracowałyśmy nad systemem oznakowania neonowego w całej fabryce samochodów osobowych FSO na Żeraniu. To było wyzwanie, bo było tego bardzo dużo, a szukanie informacji w starej dokumentacji, często mało czytelnej, bywa żmudne. Do tego musimy często szukać adresów, a właściwie sprawdzić obecne nazwy ulic, które kiedyś często miały inne nazwy. To taka trochę podróż w czasie. Zachwycająca i niesamowicie fascynująca.
Jaki macie system pracy?
Edyta: Pracujemy we dwie. Julia wpisuje informacje do bazy na komputerze, a ja wyszukuje informacji w dokumentach. To są często duże plansze, ozalidy, kalki, które trzeba często rozłożyć w całości aby dojść do sedna i wyszukać to co nas interesuje. Bardzo często jest tak, że tak naprawdę nie wiesz co jest w środku. Na przykład widzisz po nazwie na teczce jakieś niepozorne przedsiębiorstwo, a gdy rozkładasz powoli to zaczynają pojawiać się prawdziwe „cudeńka”. Kiedyś natrafiłyśmy nawet na neon, stworzony specjalnie na potrzeby filmu z lat 80. To ekscytujące!
Julia, czy miałaś jakieś wyobrażenia na temat wolontariatu?
Julia: W sumie nie miałam oczekiwań. Chciałam mieć coś, co będę mogła robić regularnie i że efekty mojej pracy będą widoczne i pożyteczne. Wydaje mi się, że to oczekiwanie się spełniło. To co przerosło moje oczekiwania, to miła atmosfera w pracy. Wszyscy są nam przychylni i bardzo pomocni, i doceniają nasz wkład. To bardzo motywuje.
A kiedy przyszłaś z mamą na wolontariat, to miałaś jakiś element, który bardzo mocno Ciebie zaskoczył? Oprócz werwy i wspólnotowości.
Julia: To moje drugie większe doświadczeniem z wolontariatem. Tym razem zaskoczyła mnie skala profesjonalizmu. To, że jest koordynator wolontariatu, która trzyma piecze nad nami i naszą pracą. To, że jest tu pewna struktura, to, że trzeba podpisać umowę. Na pewno było to dla mnie nowe. Więc dowiaduję się rzeczy, których w szkole bym się nie nauczyła. Nie spodziewałam się też tego, że będę czuła taką odpowiedzialność za to co robię.
A macie jakieś dalsze plany na wolontariat?
Edyta: Dopóki projekt, nad którym pracujemy obecnie, się nie zakończy, nie planuję nic do przodu, co nie znaczy, że przestanę uczestniczyć w wolontariacie. Poza tym w MSN jest taki wachlarz możliwości, że na pewno znajdzie się jeszcze dla nas jakieś zajęcie.
To w takim razie, jak wyglądała rekrutacja na wolontariat?
Edyta: Zgłosiłyśmy się przez ochotników warszawskich. Dostałyśmy maila o zaakceptowaniu naszej aplikacji i, że wkrótce ktoś się z nami skontaktuje. Tak też się stało. Na spotkaniu Robert pięknie wprowadził nas w zagadnienie i pokazał nam na czym będzie polegać nasza praca. Na kolejnym spotkaniu poznałyśmy naszą mentorkę, koordynatorkę, Julię Majewską, która piszę doktorat nt. neonów i wie o nich wszystko i koordynuje naszą pracę. I tak się zaczęła nasza przygoda!
A czy macie jakieś rady dla osób, które myślą nad zaangażowaniem się w wolontariat, ale nie wiedzą jak zacząć?
Edyta: Wydaje mi się, że tu nie ma co za dużo myśleć! Tu trzeba działać! Jeżeli ktoś czuję tę iskrę, choćby taką najbardziej mikrą, że chciałby zrobić coś dla społeczności, pro bono, i dla siebie, bo satysfakcja z uczestnictwa w wolontariacie jest ogromna, to trzeba działać! Ochotnicy warszawscy posiadają bardzo bogatą ofertę możliwości, więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.
Rozmowa: Julia Różańska
Zdjęcie przekazane przez rozmówczynie.