Miejsce ludzi jest w... teatrach! Obecność wolontariuszek i wolontariuszy to nie tylko szansa na budowanie relacji z teatrami. To również „«wychodzenie» do widzów oraz widzek i też przyjrzenie się im. Poznanie ich bliżej". Tego właśnie można dowiedzieć się z rozmowy z koordynatorką dostępności w Teatrze Lalek Guliwer - Julianną Chrzanowską, która opowiada o tym, co czeka za progiem teatru i dlaczego nie powinniśmy bać się jego przekroczenia.

Zdjęcie portretowe kobiety stojącej na tle neonowego biało-czerwonego napisu "GOŚĆ-INNOŚĆ". Kobieta ma krótkie brązowe włosy, turkusowe kolczyki i jest ubrana w łososiową bluzkę.

Opowiedz proszę, jak się znalazłaś na stanowisku koordynatora.

Julianna Chrzanowska: Jestem na stanowisku koordynatorki dostępności od roku, a wcześniej działałam w projekcie, który nazywał się „Połączenia”. To była pierwsza edycja tego działania w Guliwerze, która wtedy polegała m.in. na tym, że osoby pracujące w teatrze współpracowały ze szkołami i z daną grupą tworzyły któryś z rodzajów teatru. Akurat pracowałam przy grupie teatru dokumentu z Aleksandrą Spyrą, która zajmuje się tym obszarem, jest przy tym również reżyserką oraz aktorką. Znalazłam się tam, ponieważ działam socjoedukacyjnie, a to była praca z grupą młodzieżową, która z racji formy teatru dokumentu, wnosiła swoje historie i przeżycia wewnętrzne. I miałam takie wrażenie, że Teatr Guliwer zaczął wchodzić w obszary, które nie były wcześniej mocno teatralnie eksplorowane i dostępne. U nas w Guliwerze dostępność jest rozumiana nie tylko w kontekście barier architektonicznych czy zmysłowych, ale także partycypacji i włączania. Gdy dowiedzieliśmy się o tym, że rusza projekt wolontariatu Ochotników warszawskich dla teatrów, to z racji tego, że poczuliśmy w zespole jak ważny to wątek, w konsekwencji ja zostałam do niego przydzielona – z wdzięcznością po obu stronach. W międzyczasie Ania Kierkosz, która tworzy projekty oraz dyrektor Robert Drobniuch, wybrali się do Biblioteki na ul. Tynieckiej na Mokotowie, w której tworzony był akurat projekt społeczny i weszliśmy we wspólne działanie. Kiedyś sama byłam wolontariuszką na Uniwersytecie Dzieci i bardzo to lubiłam. To była taka przestrzeń, która dała mi możliwość sprawdzenia siebie i wejścia w różne role - jest mi to bardzo bliskie. A teraz też Guliwer dał mi możliwość znalezienia się po drugiej stronie, to jest dla mnie bardzo, bardzo cenne doświadczenie.

To była łatwa tranzycja, żeby przejść na tę stronę koordynatorską? Czy rzeczywiście potrzebowałaś więcej czasu, żeby się zaklimatyzować i spojrzeć na wolontariat trochę inaczej?

J.C.: Nie było to zupełnie bez wyzwań – dla mnie chyba najbardziej w obszarze tworzenia wolontariatu od strony osoby, która dba o aspekty też kwestii prawnych i która myśli o tym, żeby było to bezpieczne dla obu stron - zarówno w kontekście fizycznym jak i psychicznym, czy organizacyjnym. Zależy mi na tym, by osoby zaangażowane w wolontariat z obu stron czuły się bezpieczne i zaopiekowanie w sensie wysłuchania i ustalenia wzajemnych potrzeb i możliwości, jednocześnie przy tym doświadczając wzmacniających, nowych rzeczy. Ważne dla mnie by mieć uważność zarówno na emocje, jak i sprawy prawno-regulacyjno-systemowe. I żeby pojęcie wolontariatu zaistniało i zakorzeniło się w samym teatrze, jako działalność, która jest ważna.

Czy powiesz mi jakie motywacje kierowały decyzją by pojawił się u Was wolontariat? Czy musiałaś przekonywać kogoś, że jest to dobry pomysł?

J.C.: Guliwer ma dewizę o otwartości, dostępności i teatrze potrzebnym. I to jest super, ponieważ ja nie czułam, że muszę kogokolwiek do tego przekonywać i też czułam, że pojawiały się już w teatrze aktywności, które nie były nazywane wprost wolontariatem, przy tym realnie nawiązywały już do jego idei. Mogliśmy usiąść w gronie administracyjnym i zarządzającym, w zespole i po prostu porozmawiać o tym, czym dla nas jest wolontariat, też jakie mamy osobiste doświadczenia. Dla nas to też jest trochę „wychodzenie” do widzów oraz widzek i też przyjrzenie się im. Poznanie ich bliżej. I to jest też dla mnie ciekawy obszar, bo nagle widzowie i widzki mogą wejść w tę przestrzeń teatralną z większym zrozumieniem.

A kto się na razie do Was się zgłosił? Czy macie regularny program wolontariatu, czy na razie działacie akcyjnie, jak w przypadku działania partnerskiego, o której wspomniałaś?

J. C.: „Bajkowy Mokotów”, to była właśnie gra, którą robiliśmy z Biblioteką na Mokotowie w ramach partnerstwa. Trafiło do nas trzydzieścioro osób wolontariackich. Mieliśmy konkretne daty spotkań, podczas których tworzyliśmy podejście oraz koncepcję gry i odbywaliśmy warsztaty animacyjne. To, co było dla mnie w tym projekcie zaskakujące, to fakt, że pojawiły nam się teamy rodzinne w składzie dorosła osoba ze swoim dzieckiem w wieku młodzieżowym i przyglądanie się takiemu sposobowi spędzania czasu z nastolatkami budziło we mnie dużo wzruszenia. Była też sytuacja, gdzie babcia przyszła z dwojgiem swoich wnucząt jako wsparcie dla mamy, która akurat musiała wyjechać. Tu też ogromna wdzięczność dla Magdy Pająk i Oli Mostowskiej z Biblioteki na ul. Tynieckiej za ogrom zaufania i wiedzy w tym działaniu. Teraz teatralnie ruszamy z pilotażowym naborem na regularny wolontariat w samym teatrze.

A czy masz jakieś marzenie, jeżeli chodzi o wolontariat? Może masz wizję jak będzie wyglądać w Guliwerze w przyszłości? Na przykład w kontekście osób, które się angażują lub konkretnych projektów?

J. C.: Dla mnie takim największym marzeniem byłoby to, żeby ludzie mieli relację z teatrami. Taką włączającą, przyjmującą i żeby realnie towarzyszyli temu teatrowi w działaniach. Ta granica między widzami z jednej strony się zmniejsza i może sprawiać, że ludzie bardziej będą czuli, że coś jest ich i będą też lepiej rozumieć cały proces i całą machinę. Przykładowo mieliśmy moment kiedy grupa dzieci jako wolontariat, działała w obsłudze widowni. I obserwowanie jakie dla tych dzieci jest to ważne, że one mają jakąś rolę, zadanie i mają też doświadczenie tego, że ten teatr mówi im, „możecie to robić”.

Czy jest coś, co byś chciała dodać na sam koniec rozmowy?

J.C.: Myślę, że Guliwer może być miejscem, do którego starsze rodzeństwo może przyjść z młodszym, a młodsze przyprowadzić starsze i wspólnie spędzać czas np. jako wolontariusze/ki. Więc mój apel jest taki, że bardzo chciałabym, żeby Guliwer stał się przestrzenią, w której wszystkie osoby, które chciałyby potowarzyszyć teatrowi, albo które bały lub boją się teatru, spróbowały wejść do nas, nie tylko przez próg, ale też wejść troszkę dalej.

 

Więcej o wolontariacie w Teatrze Lalek Guliwer przeczytasz tu.

 

Rozmowa: Julia Różańska

Zdjęcie przekazane przez rozmówczynię.