Jak się okazuje, powodem do odbycia wolontariatu w ZOO, niekoniecznie muszą być zwierzęta. Przykład stanowi działająca od 2020 roku wolontariuszka Katarzyna Anusz, która swoją przygodę z Miejskim Ogrodem Zoologicznym w Warszawie rozpoczęła, oglądając go przez obiektyw.
Powiedz mi, jak się zaczęła Twoja przygoda z ZOO?
Katarzyna Anusz: Przygoda z ZOO zaczęła się przypadkiem, bo po prostu przeczytałam na stronie internetowej, że w ZOO jest wolontariat. Wcześniej byłam, i też cały czas jestem, związana z naszym Schroniskiem na Paluchu im. Jana Lityńskiego, więc przebywanie w otoczeniu zwierząt nie wzięło się u mnie tak znikąd. Poza tym jest to pierwszy wolontariat, do którego mój mąż dał się zaciągnąć! Od zawsze mi kibicował i wspierał, natomiast tutaj – w ZOO, pierwszy raz jesteśmy na wolontariacie razem. Także moja córka dołączyła do nas, więc zrobił się z tego wolontariat rodzinny!
Najpierw był Paluch, a teraz ZOO. Czy to oznacza, że chodziło Ci o to, by podczas wolontariatu mieć styczność ze zwierzętami?
K.A.: Właśnie nie. Zaczęłam w ZOO jako wolontariusz-fotograf, tak samo, jak na Paluchu. Jest to związane z moim hobby – robieniem zdjęć. Teraz się to rozwinęło, ponieważ wolontariat w ZOO, to są korzyści w obie strony – ja dzięki temu mogę zrealizować marzenie, nawet jakieś ukryte. Od ponad roku oprowadzam wycieczki po Willi Żabińskich w ZOO, więc jest to zupełnie inna forma działania. Natomiast to, że robię zdjęcia, nie znaczy, że nie mogę robić innych rzeczy. I tak na przykład zajmuje się również tzw. patrolowaniem. Polega to na patrzeniu czy coś złego się nie dzieje, jak wygląda sytuacja na wybiegach, jak zachowują się zwiedzający. Są też tacy wolontariusze, którzy tylko na to się decydują. Ale zawsze można sobie coś zmienić, rozwinąć. Ktoś na przykład może przyjść tylko na patrolowanie, a potem stwierdzić, że chciałby robić jeszcze coś innego. Każdy znajdzie coś dla siebie. Tak naprawdę ja nie mam bezpośredniego kontaktu ze zwierzętami. Nie zgłaszałam się do pomocy przy zwierzętach, tylko właśnie do samego fotografowania. Ale tak jak mówię, to patrolowanie jest czymś naturalnym, bo my traktujemy ZOO w pewien sposób jako coś swojego, coś czego chcemy doglądać jak gospodarze.
A czy gdy zgłaszałaś się na wolontariat, to musiałaś sprecyzować swoje dodatkowe zainteresowania? Jak wyglądało przydzielanie zadań i wybór tego czym będziesz się zajmować?
K.A.: Nasza koordynatorka Asia jest po prostu cudowną osobą. Ona tak potrafi i każdego zainteresować, i w rozmowie wyczuć, co komu potrzeba. A poza tym jest też otwarta zarówno na nasze potrzeby, jak i możliwości. Na moim przykładzie - zgłosiłam się pierwotnie jako osoba fotografująca, a ona nagle zaproponowała któregoś dnia, czy nie chciałabym oprowadzać wycieczek. Zasadniczo nigdy nie pracowałam jako przewodnik, a teraz oprowadzam gości po wilii w dwie niedziele w miesiącu. Mam swój ulubiony spacer – „Architektura i historia ZOO”, modyfikowany w zależności od potrzeb, ale generalnie dotyczący starych budynków, historii. Zgłosiłam się do niego, bo to było mi bliskie. Chociaż muszę przyznać, że przychodząc na wolontariat, nie przyszło mi do głowy, że będę coś takiego robić. A to jest kontakt z fajnymi i ciekawymi osobami. Do naszego ZOO przyjeżdżają ludzie z całego świata. To są takie niewymierne plusy wolontariatu, bo to dla nas rozrywka i przyjemność, że możemy w ZOO tak miło i zarazem pożytecznie(!) spędzić czas.
Wspomniałaś, że Asia wychodzi Wam naprzeciw, jeśli chodzi o Wasze potrzeby. To ona zaproponowała, żeby zaangażować Twoją córkę i męża?
K.A.: Tak. To ona zaproponowała nam oprowadzanie po willi. Mój mąż przyszedł do wolontariatu w ZOO jako osoba chętna do oprowadzania wycieczek po angielsku. Ja się w ogóle nigdy nie deklarowałam, że chcę oprowadzać wycieczki po ZOO, a w tej chwili robię to bardzo chętnie… i powiedzmy z jakimiś sukcesami! Zadowoleni zwiedzający są najlepszą nagrodą dla przewodnika. Natomiast moja córka zawsze bardzo chętnie nam pomagała. Kiedy mój mąż nie mógł pojechać na oprowadzanie po wilii jechała ze mną i dzielnie go zastępowała. Pomagała mi również podczas oprowadzania wycieczek po terenie Ogrodu, robiła zdjęcia, choć jeszcze na początku nie była „oficjalnie” zadeklarowana jako wolontariuszka. Teraz się śmiejemy, bo jak wychodzimy z domu, to wszyscy w koszulkach. Najpierw idzie moja córka: koszulka, identyfikator. Ja idę 20 metrów za nią: koszulka, identyfikator. Idzie ktoś z naprzeciwka i zaczyna się nam dziwnie przyglądać. Tylko jeszcze brakuje, żeby mój mąż wyszedł: koszulka, identyfikator (śmiech).
A czy masz jakieś ulubione wspomnienie związane z wycieczką?
K.A.: W tym roku miałam po raz pierwszy dwa spacery dla seniorów. Jedna wycieczka była o architekturze i historii, a druga dotyczyła „ZOO w obiektywie”, czyli fotografowania w ZOO od postaw. I ten spacer był rewelacyjny. Po kilku podpowiedziach dotyczących wykonywania zdjęć wszyscy przychodzili i chwalili się swoimi fotografiami. Widać było, że uczestnicy bawią się robieniem zdjęć a o to tak naprawdę chodzi w takim spacerze do ZOO! Te spacery dla seniorów to też z inspiracji Asi. Będę to powtarzać wielokrotnie, ale Asia potrafi właśnie tak nas zachęcić.
A miałaś jakieś szkolenie z oprowadzania po ZOO?
K.A.: Każdy wolontariusz jest przeszkolony, doglądany, przez naszą koordynatorkę Asię. Jak ja oprowadzałam pierwsze wycieczki, to zawsze szła ze mną Asia i patrzyła, co i jak robię, bo mogłoby się okazać, że nie daję sobie rady. A w takiej kryzysowej sytuacji to Ona jest tą osobą, która tak naprawdę jest w stanie wspomóc lub zastąpić każdego z nas. Dlatego znowu powtórzę, Asia jest wyjątkową koordynatorką. Gdybym na przykład nie przyjechała z jakiegoś powodu, to ona po prostu zamiast mnie by tę wycieczkę poprowadziła. Jest naprawdę cudowną osobą.
Czy na sam koniec zdradzisz mi jakąś ciekawostkę dotyczącą ZOO? Coś, czego można dowiedzieć się podczas spaceru?
K.A.: Najstarszy budynek to jest tak zwany „Belwederek”. Tam w tej chwili jest restauracja, w związku z tym każdy może go sobie dokładnie obejrzeć. I to jest budynek, który tak naprawdę nawet nie wiadomo, kiedy powstał, bo on był „od zawsze”. Drugi budynek to jest oczywiście Willa Żabińskich, budynek, który został zbudowany w 1931 roku jako mieszkanie dla dyrektora Zoo. Z nim wiąże się cała historia dyrektora Żabińskiego i jego żony. Ale to jest już temat na osobną opowieść, więc zapraszam w niedzielę na spacer do Willi. Jesteśmy dla gości w ZOO w dwie pierwsze niedziele miesiąca! Wejścia do willi są o godzinie 11:00 i 13:00.
Jeśli wolontariat w otoczeniu zwierząt brzmi jak coś dla Ciebie, sprawdź co o swoich doświadczeniach mówi Małgorzata Zbrozińska, wolontariuszka w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt "Na Paluchu".
Rozmowa: Julia Różańska
Zdjęcie przekazane przez rozmówczynię.