W czasie pandemii pokonali setki kilometrów, by każdego dnia dostarczać seniorom ciepłe posiłki. Rozmawiamy z Kasią Gronostajską i Mateuszem Nowakiem o wolontariacie w ramach akcji „Dbam o seniora” w Centrum Aktywności Międzypokoleniowej „Nowolipie”.

Skąd pomysł na wolontariat podczas pandemii? Jak to się zaczęło?

Katarzyna Gronostajska: W 2020 nasze stowarzyszenie korzystało z przestrzeni dla organizacji pozarządowych, którą udostępniało Centrum Aktywności Międzypokoleniowej „Nowolipie”. Któregoś dnia usłyszałam, jak pracownicy CAM „Nowolipie” rozmawiali o akcji „Dbam o seniora”, o roznoszeniu obiadów dla seniorów i pomyślałam, że jeśli moi pracodawcy nie będą mieli nic przeciwko, abym w środku dnia robiła sobie przerwę na wolontariat, to pomogę i zaangażuję się w akcję!

Zgodzili się?

K.G.: Tak! Z entuzjazmem podeszli do tego pomysłu.

Na czym polegała akcja „Dbam o seniora”?

K.G.: To nie było nic skomplikowanego. Każdego dnia roznosiliśmy obiady dla seniorów, którzy wcześniej korzystali ze stołówki w CAM „Nowolipie”. Dostarczaliśmy je pod drzwi domów lub bezpośrednio w ich ręce, zachowując przy tym pełną ostrożność. Oprócz tego przekazywaliśmy seniorom różne materiały z zabawami i ćwiczeniami aktywizującymi, czy drobne upominki, które miały sprawić, by choć na chwilę mogli oderwać myśli od pandemii koronawirusa.

Gest otwierania drzwi. Ręka w białej rękawiczce na klamce.

Kasiu, w jaki sposób się przemieszczałaś?

K.G.: Ja byłam tak zwanym wolontariuszem piechurem. Mapa dostaw była rozległa, ale ja byłam kierowana do seniorów, którzy mieszkają na Woli, w okolicy CAM „Nowolipie”. To były różne odległości. Działaliśmy w szczycie pandemii i ze względów bezpieczeństwa nie korzystaliśmy z komunikacji miejskiej, więc posiłki roznosiłam pieszo.

Do ilu osób docierałaś w ciągu jednego dnia?
K.G.: Zazwyczaj udawało mi się dotrzeć do 6 osób dziennie, zdarzało się nawet do 8. Więcej nie byłam w stanie udźwignąć, bo jedna porcja obiadu składała się z zupy, drugiego dnia i często jakiegoś dodatku. Czasami, jeśli była taka konieczność, „obracałam” dwa razy.

Warto podkreślić, że Twój dyżur trwał zaledwie jedną godzinę dziennie!
K.G.: Tempo naszej pracy było szybkie, ale przyzwyczaiłam się do tego.

Mateusz, a jaka była Twoja motywacja do włączenia się w akcję?

Mateusz Nowak: Prawdę mówiąc, moja motywacja była częściowo podyktowana tym, że w czasie lockdown’u nie chciałem siedzieć sam w domu. Bardzo kiepsko znoszę monotonię zamknięcia w czterech ścianach, dlatego staram się działać na różnych polach. Jak wybuchła pandemia i wszystko stanęło, to brakowało mi możliwości wyjścia do ludzi i działania. Wtedy pojawiło się ogłoszenie, że CAM „Nowolipie” poszukuje wolontariuszy do rozwożenia posiłków dla seniorów, którzy są pod ich opieką i to była dla mnie świetna wiadomość - mogłem połączyć przyjemne z pożytecznym.

Jak wspominasz pierwszy dzień wolontariatu?

M.N.: Pierwszego dnia dostarczałem posiłki na piechotę, gdy wróciłem do domu czułem duże zmęczenie, wtedy szybko doszedłem do wniosku, że jak mam to robić efektywnie i bezpiecznie, to muszę odkopać rower z piwnicy i tak rozpoczęła się moja przygoda z dostarczaniem posiłków na rowerze!

Ile kilometrów pokonywałeś?

M.N.: W trakcie półmetku mojej działalności w CAM „Nowolipie” miałem na liczniku 7 500 km. Pod koniec wolontariatu ta liczba mogła już przekroczyć 10 000 km. Jeśli chodzi o dostawy obiadów, to ich liczba się zmieniała w zależności od tygodnia - bywało, że seniorzy wyjeżdżali z miasta, żeby być pod bezpośrednią opieką rodziny, czy też, niestety, umierali w samotności i pierwsi dowiadywali się o tym wolontariusze, którzy dobijali się do ich drzwi. Średnio w tygodniu rozwoziłem 15-20 posiłków, co na przestrzeni tego niemalże roku działania daje jakieś 675 posiłków.

Wolontariusz w sportowym stroju stoi w progu drzwi. Odbiera opakowanie z posiłkiem, na twarzy ma maseczkę.

Jakie były największe wyzwania podczas tego wolontariatu?

M.N.: Na początku największym wyzwaniem był brak formy, ale z czasem udało mi się wypracować ją na tyle, żeby móc przejechać spokojnie te kilkanaście kilometrów do CAM „Nowolipie”, później kolejnych kilka po okolicy rozwożąc posiłki, a następne wracając do domu. Niestety, ale muszę przyznać, że z perspektywy całego wolontariatu, największym wyzwaniem byli dla mnie seniorzy i ich osobiste historie. Niektóre sytuacje, z którymi się spotykałem, wychodziły poza moje możliwości.

Jakie sytuacje masz na myśli?

M.N.: Mowa tu o przemocy domowej, niewyobrażalnej samotność seniorów, a nawet ich myślach samobójczych. Niekiedy zaledwie kilka minut rozmowy były dla mnie bardzo ciężkie do zniesienia. Szczęśliwie, nie byłem w tym sam - gdy pojawiały się sytuacje, z którymi było trudno sobie poradzić samemu, to zawsze mogłem liczyć na wsparcie Zespołu CAM „Nowolipie”.

K.G.: Pandemia zrodziła w tych ludziach olbrzymią potrzebę kontaktu. Ja natomiast do dziś pamiętam pana, który nie pobierał obiadów, ale jak zobaczył, że każdego dnia rozmawiam na korytarzu z jego sąsiadem to oznajmił, że on też chce ze mną porozmawiać, pobyć.

Byliście zaangażowani w wolontariat przez wiele miesięcy. To zadanie wymagało od Was codziennej mobilizacji i odpowiedzialności. W chwili obecnej seniorzy samodzielnie przychodzą na posiłki do CAM „Nowolipie” i tu pojawia się kolejne pytanie, jak czujecie teraz? Czy brakuje Wam tej aktywności?

K.G.: Zawsze z sentymentem patrzę na CAM „Nowolipie”. Działałam do samego końca i gdy akcja „Dbam o seniora” się zakończyła to od razu zgłosiłam swoją gotowość do dalszej współpracy przy innych akcjach. Niewykluczone, że gdy warunki nie ulegną pogorszeniu, i spotkania z ludźmi nadal będą możliwe, to w najbliższym czasie poprowadzę międzypokoleniowe rozgrywki w bule.

M.N.: Mi natomiast brakuje ludzi – zarówno organizatorów akcji, z którymi łączyły mnie dobre relacje, jak i samych seniorów, którzy od progu witali wolontariuszy uśmiechem. Choć aktualnie moje środowisko zmieniło się na bardziej poważne i firmowe, to od czasu do czasu wysyłam SMS-y do ludzi z „Nowolipia”, podpytując, co tam u nich i jak się trzymają. Liczę na to, że choć aktywności z rozwożeniem posiłków już nie ma, to luka po niej zostanie wypełniona innym działaniem. W trakcie pandemii wolontariat dał mi przede wszystkim kontakt z ludźmi i nadał sens miesiącom spędzonym w zamknięciu. Miło było wychodzić z domu, mając jakiś cel, który to cel pomoże innym. I wracać do domu mając w sobie satysfakcję i poczucie spełnienia z powodu realizacji tego celu.

Bardzo się cieszę, że chcieliście podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Po wysłuchaniu Waszych wspomnień nie mam wątpliwości, że Wasza obecność w tym trudnym czasie znaczyła bardzo wiele, dziękuję Wam za to.


Rozmowa: Dorota Kaczmarek

Zdjęcia przekazane przez Centrum Aktywności Międzypokoleniowej "Nowolipie"


 Ty również znajdź wolontariat dla siebie! Zobacz aktualne oferty wolontariatu z całej Warszawy!