Choć na co dzień ich zajęcia i obowiązki bardzo się od siebie różnią, to mają też wspólne zainteresowania. Wolontariat pozwolił na ich realizację. Z okazji Dnia Ojca, o wolontariacie rodzinnym i wspólnym działaniu rozmawiamy z Maciejem i jego synem Piotrkiem.

Czym zajmujecie się na co dzień?

Maciej Księżycki: Pracuję jako informatyk w dużych bankowych systemach komputerowych. Mieszkamy w Rembertowie od 15 lat, pochodzimy ze Szczecina. Przyjechaliśmy do Warszawy w 2006 roku.

Piotrek Księżycki: Ja mam 20 lat, na co dzień prowadzę sklep LEGO i wyspecjalizowałem się w branży zabawkarskiej. Na tym się znam, prowadzę różne grupy tematyczne, fora, strony, kampanie reklamowe, ogólnie zajmuję się tą tematyką.

M.K.: Razem działaliśmy wolontariacko w Muzeum Powstania Warszawskiego i później, w Maltańskiej Służbie Medycznej.

identyfikatory Macieja i Piotrka

Jak zaczęła się Wasza przygoda z wolontariatem?

M.K.: W 2006 roku, kiedy przeprowadziliśmy się do Warszawy, byłem pierwszy raz w Muzeum 1 sierpnia podczas nocnego zwiedzania. Zakochałem w tym miejscu! Od tamtego czasu zacząłem się interesować tym jak się tam dostać. Do wypełnienia była ankieta rekrutacyjna, która trochę mnie odstraszała Miałem wtedy 37 lat i myślałem, że może jestem za stary… Ale przyszła 70 rocznica, czyli rok 2014, Muzeum zrobiło wtedy duży nabór, chyba z 500 wolontariuszy wtedy działało i my się zgłosiliśmy jako jedni z pierwszych…

P.K.: Tak, ja zostałem przyjęty warunkowo, ze względu na wiek, bo wymogiem był ukończony 14 rok życia, a ja wtedy miałem 13 lat, ale ponieważ mam urodziny w lipcu, to uznano, że 01.08 będę spełniał ten warunek i zostałem przyjęty.

M.K.: I to ja wciągnąłem Ciebie, jak to było…?

P.K: My chyba po prostu rozmawaliśmy.

M.K.: Tak, chyba tak, ja chyba po prostu Ci powiedziałem, że jest wolontariat i że można się zgłosić. W międzyczasie też okazało się, że mamy wujka, który leży na Powązkach i brał udział w Powstaniu. I odszukaliśmy ten grób, odnowiliśmy. Piotrek się też wtedy zainteresował tematem Powstania, więc ja przy okazji rekrutacji tylko zapytałem go czy chce iść na wolontariat razem ze mną.

Czyli w zasadzie zgłosiliście się razem! Nikt nikogo nie musiał przekonywać…?

P.K.: Tak! To była wspólna decyzja. Ja ogólnie interesuję się też militariami, więc tematyka nie była mi obca.

M.K.: Tak, Piotrek od zawsze się tym interesował. Więc razem się zapisaliśmy, razem braliśmy udział w szkoleniach wprowadzających, a później na obchodach to już działaliśmy różnie, czasem razem, czasem nie.

Skoro mówimy o działaniu to może opowiedzcie jak to wyglądało? Jakie mieliście zadania?

P.K.: Z tego co pamiętam to na samym początku zostaliśmy przydzieleni do kwesty na Powązkach, razem mieliśmy też takie patrole informacyjne, czyli wskazywanie drogi, pomoc Powstańcom…

M.K.: Pierwsze co w ogóle robiliśmy to chyba było rozdawanie znaczków, przypinek ze znakiem Polski Walczącej. Później właśnie przy obchodach, pomagaliśmy też m.in. na wydarzeniach w Muzeum, to tu już oddzielnie wykonywaliśmy zadania, ja na ogół byłem przydzielany do zadań takich jak kierowanie ruchem przed Muzeum itd., a Piotrek w środku, w Parku Wolności, do opieki nad Powstańcami.

P.K.: No tak, na ogół właśnie podprowadzanie Powstańców do ich miejsc, podawanie wody, a po wydarzeniu - wsparcie w kierowaniu do taksówek.

Maciej podczas kierowania ruchem

Ale na obchodach Wasza aktywność się nie skończyła…

P.K.: Nie, nie. Działaliśmy w Muzeum dalej jeszcze przez kilka lat. Mnie na co dzień najczęściej można było spotkać na ekspozycji. Tam udzielałem informacji zwiedzającym, czasem pomagałem w sprawdzaniu biletów przy wejściu do Muzeum, dbałem o to, by nie brakowało kartek z kalendarza, które można zbierać podczas zwiedzania Muzeum. Czasem zdarzało się, że mogłem zwiedzającym zdradzić jakąś historię czy ciekawostkę. Działałem głównie w weekendy lub popołudniami po szkole.

M.K.: Ja z kolei w ciągu roku rzadziej się udzielałem ze względu na pracę. Działałem tak raczej eventowo, przy piknikach, grach miejskich i innych wydarzeniach.

P.K.: Ja też brałem udział w grach miejskich, zazwyczaj grałem role młodszych powstańców.

M.K.: Pomagaliśmy też podczas spotkań z Powstańcami, organizowanych w Muzeum dla wolontariuszy.

Piotrek w powstańczej panterce podczas gry miejskiej

Pomimo innych obowiązków byliście bardzo aktywni. Co Was do tego motywowało? Co skłoniło do zgłoszenia na ten wolontariat? Wspominaliście wcześniej o zainteresowaniach i o wujku Powstańcu.

P.K.: Tak, zainteresowania odegrały dużą rolę, interesowaliśmy się ogólnie tematyką Powstania, ale też samymi obchodami rocznicowymi, bo wrażenie zrobiły na nas wcześniejsze wydarzenia - podczas 69 rocznicy. I tak to trwało kilka lat, ale później przyszedł czas na pracę zawodową i czasu było coraz mniej. Ale wolontariat ogólnie mamy we krwi! Ja działam przy Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, co roku organizuję sztab WOŚP w Rembertowie, razem działaliśmy też w Maltańskiej Służbie Medycznej.

No właśnie. Maltańska Służba Medyczna. Powiecie coś o tym zaangażowaniu?

P.K.: Tam działaliśmy na różnych wydarzeniach jako wsparcie, podczas Orszaku Trzech Króli np., albo podczas zawodów sportowych.

M.K.: To trwało dwa lata, zaraz po wolontariacie w Muzeum się w to włączyliśmy i jak to się zaczęło…? Ah, już wiem. To w sumie też dzięki Muzeum. Jednemu Powstańcowi coś się stało podczas któregoś z wydarzeń. To było akurat przy nas, więc zaczęliśmy pomagać.

P.K.: Ja z apteczką przyleciałem, bo jako jedyny nosiłem apteczkę z osób w otoczeniu.

M.K.: Dołączyła do nas jedna wolontariuszka – powiedziała, że ona jest właśnie w Maltańskiej Służbie Medycznej, więc nam pomoże i asystowała Piotrkowi, który zaczął już opatrywać rękę Powstańca. Zaczęła opowiadać o tej Służbie właśnie, bo my nie wiedzieliśmy, że coś takiego jest. Więc później wszedłem na ich stronę, zobaczyłem, że są w Warszawie i zgłosiliśmy się. Piotrek poszedł potem m.in. z tego powodu do szkoły o profilu medycznym.

P.K.: Tak, interesowałem się pierwszą pomocą i chociaż niskie, to mam z niej uprawnienia.

Super! Czyli wolontariat i działania społeczne trochę Cię ukierunkowały. A czy w przypadku Maltańskiej Służby Medycznej to też była wspólna decyzja o tym, by się tam zgłosić?

M.K.: Tak, obaj zainteresowaliśmy się tym.

Czyli tworzycie zgrany team i macie podobne zainteresowania. A czy wolontariat i to wspólne działanie coś Wam dało? Jakoś wpłynęło na Wasze relacje?

P.K.: Na pewno! Nauczyło nas chyba lepszej współpracy, lepszego dogadywania się.

M.K.: Same dobre rzeczy z tego wyniknęły. Więcej wspólnych tematów przede wszystkim, to zawsze łączy. Wspólna praca, wspólny wysiłek.

P.K.: Wspólny odpoczynek!

A nie mieliście czasem dosyć siebie nawzajem?

M.K.: Czasem, ale wtedy się rozdzielaliśmy po prostu. Poza tym to wychodziło całkiem naturalnie, bo czasem ja nie chciałem brać udziału w niektórych akcjach, w innych Piotrek. Wtedy działaliśmy w pojedynkę.

P.K.: I czasem działaliśmy w zupełnie różnych działach, jeśli chodzi o Muzeum. Razem działaliśmy najwięcej tak naprawdę na samym początku.

M.K.: Piotrek był też wtedy młodszy, miał 14 lat, więc to m.in. dlatego.

P.K: A później już się rozdzielaliśmy więcej, przecież na niektóre wycieczki z Muzeum, te integracyjne i edukacyjne też nie zawsze jeździłeś.

M.K.: Tak, ja byłem tylko na jednym takim wyjeździe. I poza tym to Piotrek działał ze dwa lata dłużej ode mnie w Muzeum. Ja zrezygnowałem z wolontariatu wcześniej.

A czy spotykaliście jakieś wyzwania podczas wolontariatów?

P.K.: Chyba w zasadzie przez wszystko przechodziliśmy gładko.

M.K.: Faktycznie, nie było zbyt wielu problemów. Dla mnie czasami wyzwaniem były role aktorskie, wejście w jakąś rolę w grach miejskich.

P.K.: Tak jak wtedy, jak miałeś grać tego Niemca!

M.K.: I cały czas się uśmiechałem…

P.K: i jakieś dziecko, jak ten chłopak to powiedział… A! „Pan jest za miły na Niemca!”

M.K.: Tak, coś w tym stylu: „czemu ten Niemiec jest taki miły?”. Także to były tego typu wyzwania. Czasami upał też dawał się we znaki…

P.K.: tak, bez względu na pogodę trzeba było grać rolę w przebraniu, co było ciężkie.

Przyjemnie tak słuchać tych waszych wspólnych wspomnień…

M.K.: Tak, tych wspomnień fajnych jest cała masa. Z dzisiejszej perspektywy mogę chyba powiedzieć, że zgłoszenie się na wolontariat, to była jedna z lepszych decyzji w życiu. Ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy niestety. Szkoda, że syn urósł… Bo jak był młodszy to był fajny…

P.K.: Jak to?! Już nie jestem?

M.K.: To tak żartując oczywiście, ale ogólnie same wspaniałe wspomnienia i doświadczenia.

P.K.: Wolontariat pomógł też na pewno z wychodzeniem do ludzi w większym stopniu, w zgłębieniu wiedzy dzięki licznym spotkaniom i szkoleniom, dał możliwość spotkań z Powstańcami.

M.K.: I możliwość udziału, od środka, od zaplecza w organizacji tak świetnych wydarzeń.

Maciej jako wsparcie zabezpieczające Marsz z okazji 05.08

Piotrek podczas gry miejskiej

Podsumowując: wolontariat to dobry sposób na wspólne spędzanie wolnego czasu?

P.K.: Polecamy, takie działanie uczy sztuki kompromisu, lepszego dogadywania się.

M.K.: Polecamy na pewno, rodzina się zgrywa.

P.K.: Tak, można się zgrać, ale na pewno trzeba mimo wszystko zostawić też trochę przestrzeni tej drugiej osobie, żeby też nie przesadzić w żadną stronę.

M.K.: Ale na pewno wspólne działanie umacnia relacje. Przeszliśmy taki etap, że zaczynaliśmy wolontariat jak Piotrek był dzieckiem, a kończyliśmy jak był dorosły, więc coś tam się zmieniło i wydaje mi się, że łatwo byłoby to przegapić w innych okolicznościach, a wspólne działanie pozwoliło mi to dostrzec.


Naszym rozmówcom bardzo dziękujemy, a Maciejowi a także wszystkim innym ojcom, którzy angażują się w działalność społeczną składamy najlepsze życzenia w dniu ich święta!


Rozmowa: Antonina Jagielska

Zdjęcia przekazane przez rozmówców.