Co takiego jest w wolontariacie, że wręcz uzależnia? W jaki sposób skoordynować działalność czterystu wolontariuszy, w taki sposób, aby każdy czuł się wyjątkowy? O tym, jak wygląda wolontariat w Fundacji Ronalda McDonalda opowiada Magdalena Piotrowska – koordynator Programu Pokoi Rodzinnych Ronalda McDonalda i koordynator wolontariatu w Szpitalu Pediatrycznym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w Warszawie, laureatka trzeciego miejsca w Konkursie Koordynator Roku 2018 w rozmowie z Kingą Komorowską z Centrum Wolontariatu w Warszawie.

Kinga Komorowska - Wolontariat w fundacji Ronalda McDonalda

Kinga Komorowska: Czy wolontariat był ci zawsze bliski?

Magdalena Piotrowska: Moja przygoda z wolontariatem rozpoczęła się na studiach. Mieszkałam wówczas w Szczecinie. Przeczytałam o działaniach hospicjum stacjonarnego, zgłosiłam się i przez dwa lata byłam wolontariuszką. Potem przeprowadziłam się do podwarszawskiego Raszyna. Już jako mama dwójki dzieci przeczytałam o badaniach profilaktycznych „NIE nowotworom u dzieci” – Fundacji Ronalda McDonalda. Chciałam zorganizować takie badania w Raszynie i skontaktowałam się z dyrektorem fundacji Katarzyną Nowakowską. Kasia zaprosiła mnie na pokład ambulansu, namówiła na pojawienie się z całą rodziną, bo jak tłumaczyła, wolontariat to sprawa rodzinna nawet jeśli tylko jedna z osób zaczyna się szczególnie angażować. Z czasem zostałam wolontariuszką przy okazji pierwszej edycji badań, a potem, w 2015 roku, kiedy powstawały Pokoje Rodzinne w szpitalu pediatrycznym, Kasia namówiła mnie na pomoc przy ich porządkowaniu i przygotowaniach do otwarcia szpitala. Chodziło o to, aby przestrzeń szpitala była nie tylko czysta i estetyczna, ale urządzona z sercem. Zaangażowałam się w to działanie, a później dostałam propozycję dołączenia do zespołu fundacyjnego. Szpital to był z dzisiejszego punktu widzenia rodzaj testu. Kasia zaprasza do współpracy ludzi sprawdzonych, którzy rozumieją, że pomaganie to poważne zobowiązanie, obietnica, z której trzeba się wywiązać choćby nie wiem co.

KK: Słuchając twojej opowieści można wywnioskować, że wolontariat wciąga. Czy to prawda?

MP: Oczywiście. Ponad 400 wolontariuszy, których mamy w fundacji świadczy o tym, że jest to potrzebne nie tylko nam, ale właśnie Wolontariuszom. Młodzi ludzie, jeśli mają okazję zrobić coś dobrego, bez namysłu się zgłaszają. Wolontariuszem w fundacji można być od 15. roku życia za zgodą rodzica. Górnej granicy nie mamy. Dodatkowo wspieramy wolontariaty rodzinne: tata, mama i młody człowiek, młodzi ludzie. Rodzice, bracia, siostry, to takie zespoły, które często u nas dowiadują się na jak dużo je stać. I są z siebie dumne, gdy widzą ile mogą razem zrobić.

KK: W jaki sposób organizujecie „pracę” czterystu osób?

MP: Bywa, że jednego dnia gościmy w szpitalu kilkudziesięciu wolontariuszy jednocześnie, takie wolontariaty mamy jednak odpowiednio wcześniej zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach, rozpisane prawie minuta po minucie. Najczęściej jednak w ciągu dnia mamy od kilku do kilkunastu osób. Liczba wolontariuszy rosła stopniowo od 2015 roku, wolontariat w szpitalu budowałam wspólnie z kolegą z zespołu – Krzysztofem Danilukiem, który tak jak ja, wcześniej był Wolontariuszem Fundacji zanim zmienił całe swoje życie, by tu móc pracować. Z każdym nowym wolontariuszem spędzaliśmy razem wiele godzin, poznawaliśmy się tak dobrze, że te relacje z bardzo wieloma osobami trwają do teraz. Dziś wolontariusze z trzyletnim stażem są przewodnikami dla osób, które w szpitalu pojawiają się pierwszy, drugi raz. Do zespołu koordynatorów dołączyła Dorota i Sylwia, wspólnie ustalamy plan działań w szpitalu, jesteśmy stale w kontakcie, sprawnie przekazujemy sobie ważne informacje i te, które mogą być decydujące dla konkretnej osoby i jej osobistego wolontariatu. Działamy w ogromnym szpitalu, tu pomoc zawsze będzie potrzebna i rąk do pomocy nigdy nie będzie zbyt wiele, ale w tym wszystkim ważny jest Wolontariusz i jego satysfakcja, jego doświadczenie.

KK: Czy wolontariat w szpitalu pediatrycznym nie przeraża?

MP: Ludzie wyobrażają sobie, że wolontariat w placówce o takim charakterze, to trudna sprawa. Wnaszym szpitalu jest wiele oddziałów. Oczywiście są też oddziały, na których są dzieci leżące, bardzo chore, czy przewlekle chore. Ale są też dzieci, które przyjeżdżają na badania, albo na diagnozę i zdarza się, że np. kopią piłkę z tatą na korytarzu. Po dzieciach często nie widać chorób, poza tymi naprawdę ciężkimi przypadkami. Dzieci, które gorączkują, albo są bardzo chore są szczególnie chronione, muszą móc odpoczywać. My tam nie wchodzimy, bo wszyscy wiemy od zespołu medycznego, że nasz pacjent potrzebuje spokoju, snu, ciszy. Wolontariat na przykład na oddziale onkologii lub hematologii jest tylko dla doświadczonych, sprawdzonych Wolontariuszy. Takich, o których wiemy, że sobie z tym poradzą. Nie jest tak, że mamy 400 Wolontariuszy i każdy robi to samo. Zaczynamy zawsze od wolontariatu porządkowego, bo rodzice najbardziej czują wsparcie właśnie w codziennych sytuacjach, do których nie mają głowy, na przykład w podstawowych porządkach. Selekcja i dezynfekcja zabawek, układanie książek na półkach naszych biblioteczek w Pokojach Rodzinnych to najczęściej pierwsze zadanie, które też szybko weryfikuje intencje Wolontariusza i jego poczucie odpowiedzialności. Często powtarzamy, że hasło na koszulkach naszych wolontariuszy „pomagam, bo lubię” jest obietnicą, a jak się coś deklaruje to trzeba tego dotrzymać. Nie pomagamy tylko w zakresie nam samym miłym i wygodnym, ale pomagamy w tym, co konieczne, bo lubimy pomagać. Wolontariat to nie klub dla hobbystów, tu nie robi się tego, co się lubi, tylko to, czego innym potrzeba, by się lepiej poczuć w szpitalu. Często dorośli wyobrażają sobie wolontariat w szpitalu jako czytanie dzieciom bajek. Zmiana takiego postrzegania definicji pomocy w szpitalu dziecięcym wymaga dużego zaangażowania ze strony koordynatora wolontariatu. Musimy mieć dobry pomysł, w jaki sposób zorganizować czas dzieciakom i jak zrobić to dzięki i z udziałem Wolontariuszy. Im lepszy pomysł, tym dzieciaki chętniej zostawiają telefony i tablety, żeby z nami spędzać czas. Tym większa satysfakcja z wolontariatu.

KK: Jak wygląda struktura w ramach, której działacie?

MP: W tym momencie jest nas czworo koordynatorów Programu Pokoi Rodzinnych Ronalda McDonalda, którzy organizują zajęcia wolontariuszy. Pracujemy codziennie, 7 dni w tygodniu, od 9.00 do 19.00. Jeśli przychodzi Wolontariusz, koordynator musi być na miejscu. Wolontariusze podpisują z nami porozumienie. Jeśli Wolontariusz nie jest pełnoletni, zgodę na wolontariat podpisują rodzice. Pierwszą kawę pijemy razem, z rodziną. Już w trakcie wolontariatów prosimy naszych Wolontariuszy, aby dzień wcześniej dawali znać, jeśli się do nas wybierają. Wystarczy, że wyślą sms lub maila, czy w jakiś inny sposób skontaktują się z koordynatorem. Rano już wiemy, ilu Wolontariuszy nas odwiedzi. Planujemy wtedy to, co będziemy robić i jak dużo możemy Prowadzimy statystyki i każdy wolontariat jest odnotowany. Każdy Wolontariusz, który przychodzi do szpitala, zakłada koszulkę, wpisuje się na listę dla wolontariuszy, dezynfekuje ręce. Wpisuje, o której przychodzi i wychodzi, i zostawia swój numer telefonu. Jest to niezbędne w sytuacjach nagłych, w których Wolontariusze są potrzebni. Wypracowaliśmy sobie bardzo dobre relacje z pielęgniarkami oddziałowymi szpitala. Zgłaszają nam swoje potrzeby, a my staramy się je realizować. Koordynatorzy także chodzą po szpitalu i codziennie zbierają informacje o potrzebach. Na podstawie własnych informacji i sygnałów, jakie otrzymujemy od personelu szpitala, organizujemy pomoc wolontariacką.

KK: W jaki sposób przygotowujecie wolontariuszy do pracy?

MP: Pierwsze spotkanie to półgodzinna rozmowa, podczas której Wolontariusz dowiaduje się, co robimy, z jakimi zadaniami może się u nas spotkać. Warunkiem wolontariatu jest dobry stan zdrowia. Nawet jeżeli ktoś się zapowiedział, a pojawi się np. stan podgorączkowy, katar, opryszczka, czy cokolwiek innego, odpowiedzialnie trzeba odwołać u nas pomaganie. Nie wolno szkodzić naszym pacjentom, bo jesteśmy w szpitalu i dzieci są najważniejsze. Pierwszy i drugi wolontariat odbywa się albo z doświadczonym Wolontariuszem, albo z koordynatorem. Aby Wolontariusz mógł być samodzielny, musi zapoznać się z topografią szpitala i z zasadami, jakie w nim panują. Nigdy nie nakładamy na Wolontariusza zadań, którym nie potrafi sprostać. Pierwsze zadania, to utrzymanie pomieszczeń w czystości, przygotowywanie kolorowanek XXL, czy cytatów, dobrych, ważnych myśli, którymi obdarowujemy gości, rodziców, przyjaciół szpitala i fundacji . To naprawdę nic trudnego, ale trzeba się przyłożyć, bo wszystko musi mieć jakość. Jeśli wysyłamy Wolontariusza do małego dziecka, które jest bez opiekuna, to oczywiste jest, że wysyłamy takiego, który ma doświadczenie i wiemy, że możemy mu ufać. Będzie to osoba, którą dobrze znamy i jesteśmy pewni jej odpowiedzialności - tego, że zachowa wszystkie środki ostrożności
i zastosuje wszystkie obowiązujące zasady. I to właściwie jest różnica między wolontariuszem niedoświadczonym, a tym bardziej doświadczonym.

KK: W jaki sposób wygląda rekrutacja?

MP: Informacja o rekrutacji jest na naszej stronie internetowej www.frm.org.pl/pl, w holu szpitala i w restauracjach McDonald’s na plakatach. Działa także poczta pantoflowa. Wolontariusze przyprowadzają swoje koleżanki i kolegów. Wystarczy, że trafi do nas jedna osoba, a do niej dołącza często pół jej klasy. Lubią przychodzić w grupie. Niektórzy np. przychodzą tylko w wakacje. W ciągu roku uczą się, a wakacje spędzają u nas. Czasem piszą do nas firmy, pytając o wolontariat pracowniczy. Wówczas wysyłamy plakat i prosimy, żeby odpowiednio się przygotowali.

KK: Na co może liczyć wolontariusz przychodząc do Was?

MP: Każdy może liczyć na zdobycie nowych doświadczeń. Ośmielanie się, bo tutaj pomaga się w kontakcie z człowiekiem, z dziećmi i z rodzicami w różnym wieku, z różnych miast, krajów. Nasi Wolontariusze muszą także współpracować między sobą. Często są to osoby w różnym wieku. Zdarza się, sześćdziesięciolatek jest na wolontariacie z osiemnastolatkiem. Dobra atmosfera to kolejna sprawa, na którą może liczyć Wolontariusz. Bycie razem daje ogromną satysfakcję.

KK: Jakie są wyzwania, z którymi mierzy się koordynator wolontariatu?

MP: Na ten moment moim największym wyzwaniem jest zapamiętywanie imion Wolontariuszy (śmiech). Sprawę ułatwiają nam koszulki, na których Wolontariusze zapisują swoje imiona. Przez pierwsze lata dla mnie bardzo ważne było budowanie relacji. Zależało mi na tym, aby znać się z Wolontariuszem. Jednak przy liczbie ponad trzystu osób stało się to utrudnione. Nasi Wolontariusze to głównie młode osoby, które kontaktują się z nami o różnych porach. Najważniejsze jest to, żeby podtrzymać z nimi kontakt, a wtedy będą się czuli potrzebni i ważni.

KK: Na jakie wsparcie koordynatorzy wolontariatu mogą liczyć?

MP: Jeśli napotykałam na jakiś problem, starałam się go rozwiązać. Kiedy w 2017 roku widziałam, że liczba wolontariuszy wzrasta tak dynamicznie, że trudnością było ująć to w statystykach bez specjalnej bazy i systemu ewidencjonowania każdej godziny wolontariatu, znaleźliśmy wśród Wolontariuszy osobę, która nam tę bazę stworzyła. To znacznie ułatwiło mi pracę. Mamy wspaniałych Wolontariuszy. Często wystarczy rzucić hasło, a już pojawi się rzesza ludzi z pomysłami. Działania fundacji nie byłby możliwe bez ich wsparcia. Wszystkie programy fundacji oparte są na wolontariacie i jak piszemy, że Wolontariusze są naszym skarbem, to po prostu cytujemy siebie samych. Tak między sobą mówimy. Fundacja rozpoczęła swoją działalność w 2002 r. W 2005 r. dostaliśmy ambulans i w tym też roku rozpoczął się program „NIE nowotworom u dzieci”. Jest to program ogólnopolskich badań USG u teoretycznie zdrowych dzieci. Podczas takich badań przesiewowych okazuje się, kto powinien trafić
do specjalisty. Budujemy dużą bazę wolontariuszy, ponieważ właśnie ruszyła budowa drugiego w Polsce Domu Ronalda McDonalda - bezpłatnego hotelu dla rodzin najdłużej leczonych pacjentów Szpitala Pediatrycznego WUM. Pierwsi rodzice wprowadzą się do Domu już w grudniu przyszłego roku i Dom stanie się bardzo ważnym miejscem dla wielu obecnych i nowych Wolontariuszy. Dom poza domem w czasie choroby dziecka na pewno będzie nowym rozdziałem w mojej pracy.

KK: Jaka jest recepta na sprawnie działający wolontariat?

MP: Jeśli robi się coś z przekonaniem, że jest to ważne i że to ma sens, to musi się udać. Bardzo istotne są także relacje koordynator-wolontariusz. Wolontariusz musi być zauważony i czuć się potrzebny. Tylko dzięki temu będzie miał satysfakcję. Jeśli np. nie pojawia się przez dłuższy czas warto zadzwonić, zapytać, czy u niego wszystko w porządku. Receptą na wartościowy wolontariat jest indywidualne traktowanie każdego Wolontariusza i wspólne przekonanie, że codzienna praca dla innych zmienia rzeczywistość na lepsze. Tworzymy razem dużo więcej niż każdy z nas osobno.


Celem konkursu Koordynator Wolontariatu Roku jest promocja wolontariatu oraz docenienie roli organizatorów wolontariatu – koordynatorów, którzy na co dzień pracują z wolontariuszami, kierują ich pracą, wspierają, pomagają dokonywać właściwych wyborów w podejmowaniu aktywności wolontariackiej. Konkurs organizuje Stowarzyszenie Centrum Wolontariatu w Warszawie w ramach działania „Wsparcie organizatorów wolontariatu” realizowanego w ramach miejskiego projektu „Ochotnicy warszawscy” integrującego działania wspierające rozwój wolontariatu w stolicy. Więcej o konkursie: http://wolontariat.waw.pl/konkurs-koordynator-roku/

Materiał nadesłany przez Centrum Wolontariatu w Warszawie.