Jest takie miejsce w samym sercu Pragi Północ, które nie tylko umożliwia realizację indywidualnych pomysłów, ale także wspiera w odnalezieniu własnej drogi. O tym, jak wygląda wolontariat w kreatywnym środowisku oraz jakie zadania czekają na wolontariuszy, opowie Marta Marysia Skrobacka – społecznica z pasji i powołania, która swoją przygodę ze Stowarzyszeniem Otwarte Drzwi rozpoczęła już w 2009 roku.

Zdjęcie portretowe Marty Skrobackiej. Kobieta ma brązowe upięte włosy, niebieskie oczy i okrągłe okulary. Jej twarz ozdobiona jest kolorowym brokatem. Ubrana jest w jeansowy bezrękawnik

Zacznijmy od samej przestrzeni, bo ona od razu przyciąga uwagę. Kto stworzył warstwę wizualną na zewnątrz? Czy ten mural powstał w ramach wolontariatu?

Marta Skrobacka: Ta warstwa wizualna była tworzona w ciągu wielu lat. Od początku naszego istnienia, od roku 1995, główna siedziba Stowarzyszenia znajduje się w miejscu w którym jesteśmy, w samym sercu Pragi-Północ – widać to po charakterze budynku i sąsiednich kamienicach. Drobne zmiany następowały głównie w ramach wolontariatu pracowniczego. Dodatkowo, w ostatnim czasie przeniesiona została z ulicy Ząbkowskiej nasza świetlica opiekuńcza „Mały Książę”. Aby podkreślić nasze przywiązanie do bohatera, którego imieniem nazwaliśmy tę placówkę, jedna z pracownic firmy wspierającej nas w ramach wolontariatu, postanowiła w swoim czasie wolnym namalować ten mural przedstawiający sylwetkę wspomnianego Małego Księcia. Tu również mieści się to, czego nie widać na pierwszy rzut oka-piękny ogród społecznościowy za kuchnią „Czerwony Rower”. Jego opiekunką jest ogrodniczka z niepełnosprawnością. To dla nas ważne, bo bardzo bliska jest nam idea inkluzywności. Praga Północ to nasze miejsce. Wrośliśmy w nią, też z powodu naszej historii. Na co dzień współpracujemy z władzami dzielnicy i mieszkańcami, wspieramy środowisko lokalne, mamy nadzieję pozostać tu jak najdłużej.

To opowiedz w takim razie o Waszej historii.

M.S.: Nasza historia jest dość ciekawa. Stowarzyszenie powstało prawie 30 lat temu z inicjatywy pani Anny Machalicy-Pułtorak, społecznicy z krwi i kości oraz profesora Mikołaja Kozakiewicza; w odpowiedzi na ówczesne problemy społeczne i ta idea działalności towarzyszy nam po dziś dzień. Nasze początki to lata dziewięćdziesiąte, więc trudny moment transformacji ustrojowej dla naszego kraju. Konsekwencją tych zmian był duży wzrost przestępczości, pojawianie się na większą skalę kradzieży czy nielegalnego handlu. Wiele osób żyjących wtedy na Pradze związanych było z tego typu nielegalną działalnością. Reagując na tę sytuację, powstał pierwszy ośrodek o charakterze resocjalizacyjnym, który miał pomóc mieszkańcom tej dzielnicy wrócić do życia w społeczeństwie, w oparciu o istniejące normy i zasady. Na przestrzeni lat coraz częściej trafiały do nas osoby z niepełnosprawnością intelektualną, również z zaniedbaniami środowiskowymi. Dla tej grupy odbiorców tworzyliśmy coraz więcej instrumentów wsparcia, ograniczając działania na rzecz osób wymagających resocjalizacji. Rok temu zamknęliśmy schronisko dla mężczyzn w kryzysie bezdomności – ostatnie miejsce w Stowarzyszeniu o tego typu profilu. Naszą zasadą jest kompleksowość działań. Przez niemal 30 lat system wsparcia osób z niepełnosprawnościami mocno się rozrósł i obecnie prowadzimy pięć placówek dziennych, stacjonarnych: cztery dla osób z niepełnosprawnością intelektualną i jedną dla osób z zaburzeniami psychicznymi, pięć mieszkań wspomaganych, jedno chroniono-treningowe oraz jedyny w mieście stołecznym Zakład Aktywności Zawodowej - galerię Apteka Sztuki. Prowadząc te wszystkie jednostki rocznie pomagamy niemal 500 osobom z niepełnosprawnością. Placówki umiejscowione są na terenie m.st. Warszawy. W zależności od potrzeb i możliwości naszych uczestników, tworzony jest dla nich indywidulany plan wsparcia w oparciu o dostępne instrumenty. To, co nas wyróżnia to systemowe podejście. Czasem żartujemy między sobą, że stworzyliśmy takie małe „państwo w państwie” (śmiech). To, co również bardzo istotne, to staramy się być nowoczesną organizacją, nie zapominając jednak o naszych korzeniach. Dziś mamy zupełnie nowy zarząd, z Martą Perkowską na czele, natomiast wartości i idee pozostają niezmienne od lat.

Z tego co mówisz jest to bardzo szeroki zakres działań.

M.S.: Tak, realizujemy również dużo projektów społecznych i zawodowych, ciekawych, inspirujących do zmian zajęć; ja na przykład od ponad roku prowadzę edukację seksualną dla osób z niepełnosprawnościami, w nurcie pozytywnej seksualności, oraz wydarzeń, którym jest np. konkurs kulinarny dla osób z niepełnosprawnością „Kucharz doskonały”. Stworzyliśmy przedsiębiorstwo społeczne „Kuchnia Czerwony Rower”, w której zatrudniane są osoby wykluczone społecznie: osoby doświadczające uchodźstwa - głównie z Ukrainy, osoby z niepełnosprawnościami, ale także osoby w chorobie alkoholowej, bądź w kryzysie bezdomności. Dochód „Czerwonego Roweru” przeznaczamy na cele statutowe Stowarzyszenia, nasze hasło to „Jedząc – pomagasz!”

Kobieta w fartuchu i czapce do gotowania, miesza danie na patelni. Obok stoi i przygląda się mężczyzna. Na stole przed nimi stoją różne kulinarne produkty

Mężczyzna i kobieta w fartuchach i czapkach kucharskich. Po środku stoi kobieta i ich obejmuje. W tle widać innych ludzi.

Dużo się u Was dzieje. Gdzie w tym wszystkim mieszczą się wolontariuszki i wolontariusze?

M.S.: Współpracujemy niestety - tylko z kilkoma wolontariuszami, którzy są przypisani do konkretnych placówek. Na przykład od ponad 10 lat wspiera nas seniorka - lat 89, czy pan, który odwiedza nas co tydzień i prowadzi zajęcia dla osób z niepełnosprawnością intelektualną, choć na co dzień pracuje w dość znanej firmie. Zdarza się, że zaprasza do wspólnego pomagania też członków swojej rodziny. To są naprawdę świetni ludzie i co najważniejsze, bardzo z nami zżyci. Mamy też wolontariuszy akcyjnych, którzy zgłaszają się podczas konkretnych projektów, czy wydarzeń. Zdarza się, że wolontariuszami zostają także młode osoby. To doświadczenie jest dla nas bardzo cenne, bo mamy szansę pokazać im, jak działają organizacje pozarządowe, zainspirować do podejmowania wyzwań czy wskazać fragment drogi zawodowej. Nie zapominamy także o ich perspektywie, osób młodych, którzy mogą nas wiele nauczyć.

A jeśli ktoś byłby zainteresowany wolontariatem w Stowarzyszeniu Otwarte Drzwi, to jakie zadania na niego czekają? W jakich obszarach można się realizować?

M.S.: W każdym, który jest w zasięgu działalności naszej organizacji. Jeśli nie ma się konkretnego celu, staram się podpowiedzieć i pomóc. Wszystko zależy od człowieka, od jego potrzeb, zainteresowań czy mocnych stron. Wolontariat można odbywać w dziale promocji, marketingu czy fundraisingu. Jeżeli to jest osoba, która ma ochotę spełniać się w pracach ogrodniczych, to my udostępnimy ogród. Jest także możliwość pracy z osobami z niepełnosprawnościami, dziećmi i młodzieżą z rodzin dysfunkcyjnych, bo prowadzimy świetlicę opiekuńczą dla rodzin z Pragi-Północ.

A jak zaczęła się Twoja przygoda z tym miejscem?

M.S.: Przyszłam tu praktycznie bez żadnej wiedzy o tym miejscu i bez doświadczenia. To było w 2009 roku. Początkowo byłam terapeutką w pracowni kulinarnej. Nie planowałam, że to miejsce stanie się dla mnie aż tak ważne. Może się wydawać, że nasza struktura i charakter działalności są mocno ograniczające. Nic bardziej mylnego! To miejsce daje ogromną przestrzeń do realizacji różnych kreatywnych pomysłów – i ja te możliwości z sukcesami wykorzystuję!

Trzy kobiety siedzące przy stole, na którym znajdują się produkty higieniczne.

Czyli na początku pracowałaś w zupełnie innym obszarze?

M.S.: Tak. Chociaż zawsze wolontariat na rzecz osób z niepełnosprawnością czy dzieci i młodzieży był mi bliski. Rozpoczynając pracę w Stowarzyszeniu, nie sądziłam, że podjęłam jedną z najlepszych decyzji życiowych. Pracuje tu tak wiele osób pochodzących z różnych miast, środowisk, z różnymi doświadczeniami, a mimo to tworzymy wspaniałą całość. To nieustannie mnie zachwyca i daje energię do dalszego działania. Przyjmując na przykład wolontariuszy, zawsze mówię, że jeżeli interesują się czymś konkretnym, to niech o tym mówią, a ja stworzę im warunki. Jeśli ktoś interesuje się makijażem, to może uczyć panie z niepełnosprawnością robić makijaż i przekazać im, jak prawidłowo pielęgnować skórę, jeśli ktoś się interesuje sportem, niech poprowadzi zajęcia sportowe. Mamy niemal nieograniczone możliwości w tym zakresie, myślę że wystarczy tylko chcieć.

Grupa osób ustawiona do zdjęcia. Pojedyncze osoby trzymają kartkę z literkami, która tworzy napis "godność". W tle znajdują się drzewa

A co przekazałabyś osobom, które rozważają wolontariat u Was?

M.S.: Ważne, żeby były zdecydowane na ten wolontariat. Ja wiem, że początki są trudne, ale zawsze można liczyć na wsparcie całego naszego zespołu. Natomiast jeśli ktoś nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, pomimo wcześniejszych ustaleń, to oboje marnujemy czas. Jeśli ktoś chciałby razem z nami pomagać osobom z niepełnosprawnościami, a nie wie dokładnie, co mógłby robić, to może liczyć na nasze sugestie i podpowiedzi. Jeżeli ktoś jest przekonany, że chce zając się konkretnymi działaniami, zrobimy wszystko, by mógł je realizować. Wydaje mi się, że na tym polu nie ma rzeczy niemożliwych.

To cudownie słyszeć, że to miejsce jest tak otwarte na to, co dane osoby mogą przynieść czy zaoferować.

M.S.: Tak! Pamiętam, że kilka lat temu umówiono mnie na rozmowę z czternastolatką, która miała "odpracować wolontariatem" jakiś młodzieńczy wybryk. Tak się złożyło, że rozmawiałyśmy w ten sam dzień, kiedy prowadziłam rozmowy kwalifikacyjne z potencjalnymi pracownikami. Ona przeszła tę rozmowę najlepiej ze wszystkich i pomyślałam sobie, że ja takich ludzi potrzebuję! Zapytałam czym się interesuje, a ona powiedziała, że bardzo lubi czytać książki. Wyciągnęła jedną ze swojego plecaka i zaczęła mi o niej opowiadać. Była bardzo autentyczna, była cudowna! Często realizuję takie projekty, w które chcę włączyć młodzież i często kontaktuję się z koordynatorami wolontariatu w szkołach. Nie ukrywam, że to bywa trudne, ale też powiem coś, co może być raczej kontrowersyjne i trochę smutne - niepełnosprawność intelektualna-niestety-nie jest atrakcyjnym tematem ani pracy, ani tym bardziej działań wolontariackich.

Mamy w takim razie nadzieję, że sytuacja będzie się zmieniać i coraz więcej osób będzie się do Was zgłaszać. Zmierzając do końca naszej rozmowy - czy mogłabyś powiedzieć, jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie związane z tym miejscem?

M.S.: Pewnie mogłabym wymienić kilka. Lubię, kiedy w naszej organizacji spotkają się różne osoby z teoretycznie bardzo odległych światów, ale świetnie ze sobą współpracują. Ostatnio przydarzyła mi się zabawna sytuacja, kiedy to okazało się, że troje pracowników i jeden wolontariusz, nie dosyć, że studiowało na tym samym Uniwersytecie w Toruniu, to jeszcze pracowało w tym samym radiu studenckim, chociaż nie w tym samym czasie. Ktoś wtedy skomentował tę sytuację, mówiąc: „To Stowarzyszenie łączy ludzi” i tak chyba rzeczywiście jest.

Osoba w pomarańczowej bluzce stoi tyłem do aparatu. Obok niej stoją dwie kobiety, jedna obejmuje drugą i obie się uśmiechają

Jest jedno zdarzenie, z którego jestem szczególnie dumna i które bardzo dobrze wspominam. Kieruję się w życiu przekonaniem, że te niezamierzone i przypadkowe wydarzenia są tymi najbardziej trafionymi. Kilka lat temu kierowałam ośrodkiem na Ochocie i zostaliśmy zmuszeni do zmiany lokalu. Otrzymaliśmy wówczas budynek, który był mocno zniszczony, w nieciekawej okolicy. Sam lokal z zewnątrz straszył swoim wyglądem, co wiązało się z nieprzyjemnymi sytuacjami ze strony społeczności lokalnej, np. pozostawianiem śmieci pod naszymi oknami. Pomyślałam – dobra zróbmy coś z tym. Wraz z zespołem stworzyliśmy konkurs na Facebooku, który polegał na stworzeniu projektu muralu. Autor zwycięskiej wizji mógł ją zrealizować razem z beneficjentami Ośrodka, osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Zgłosił się do nas niejaki Wojtek Brewka, którego twórczości wówczas kompletnie nie znałam. Oczywiście wygrał konkurs, pomalował elewację i podarował obraz przedstawiający „sowę w koronie”, który przymocowaliśmy nad wejściem. Dziś Wojtek to jeden z bardziej znanych artystów w Polsce, wykonuje super obrazy i maluje graffiti na najważniejszych budynkach w naszym kraju. Jestem dumna, że mamy Ośrodek odmalowany jego ręką. To super człowiek, z wielkim poczuciem odpowiedzialności społecznej, wspierający fajne i potrzebne inicjatywy. Od tamtego czasu nie zdążyła się żadna przykra sytuacja, wręcz przeciwnie, słyszeliśmy same dobre słowa od sąsiadów. Z kolejnego przypadku wyszło naprawdę rewelacyjne działanie, a nasza placówka jest najfajniejszym budynkiem w okolicy.

Dwóch mężczyzn stoi przed budynkiem, na podwyższeniu i zawieszają obraz przedstawiający kolorową sowę. Obok nich stoi drabina.

Rozmowa: Martyna Jędrysiak i Julia Różańska

Zdjęcia przekazane przez rozmówczynię