Znajomość Izy Sopalskiej-Rybak i Ady Bąbała rozpoczęła się od w skutek konieczności zaliczenia zajęć na studiach. Tak się poznały - zawodniczka drużyny Warszawskiego Stowarzyszenia Rugby na Wózkach "Four Kings" i studentka fizjoterapii, która przyszła na trening i… pokochała bycie wolontariuszką drużyny! O wolontariacie na rzecz sportowców z niepełnosprawnościami, poczuciu satysfakcji i wspólnych sukcesach – Iza i Ada z Drużyny Four Kings.
Jak trafiłaś do wolontariatu?
Ada: Trafiłam do Stowarzyszenia Rugby na wózkach przez uczelnię na której ówcześnie studiowałam. Na pierwszym roku fizjoterapii mieliśmy odbyć hospitację w ramach zaliczenia przedmiotu ze sportu dla osób z niepełnosprawnościami. Musieliśmy przyjść na taki trening, zrobić rozpiskę co się dzieje, no i… Po prostu to „zaliczyłam”. Nie myślałam, że jeszcze tu wrócę.
Iza: Tęskniłaś za nami, na pewno! [śmiech]
Ada: Nie, wtedy jeszcze nie! Jak studenci przychodzą na pierwszy trening, to zawodnicy są specyficzni. To jest testowanie nas. Pamiętam na początku zawsze jest okrzyk – poproszono nas wtedy, żebyśmy stanęły na środku. I musiałyśmy krzyknąć na raz, dwa, trzy, po czym zawodnicy odkrzykiwali nazwę drużyny, o ile było to na tyle głośno, że uznali „dobrze, możemy odkrzyknąć”. No i kilka razy się z nas śmiali – bo było za cicho, bo nierówno… My z koleżankami byłyśmy zestresowane. Nie byłyśmy pewne w ogóle co robić, czego oni chcą, ale w końcu się udało. I tak zdobyłyśmy podpis i zaliczyłyśmy tę hospitację. Jak wróciłam na drugi trening, to już było troszkę inaczej. Zawodnicy zauważyli, że jestem drugi raz. Nie wiedzieli, że wróciłam, tylko po to aby odrobić nieobecność na przedmiocie bo inaczej nie dało się go zaliczyć. [śmiech]
Ale co ważne - pierwsze lody były przełamane. Po treningu prezes klubu nawiązał ze mną kontakt i chciał zaprosić mnie na turniej, który miał być w Czechach. Spotkał się ze mną, żeby porozmawiać na czym by to polegało: że jakbym z nimi pojechała, to musiałabym mieszkać z jednym z zawodników w pokoju, pomagać mu w różnych sytuacjach. No i zapytał się czy nie byłabym chętna, żeby pojechać. Pamiętam, że wtedy pomyślałam – wyjazd do Czech, pozwiedzać można, poznać trochę innego życia i… pojechałam na ten pierwszy turniej, przeżyliśmy pierwszą, drugą imprezę [śmiech], lepiej się poznaliśmy i oczywiście zostałam!
Czym się zajmujesz na tym wolontariacie?
Ada: Nie odczuwam tak naprawdę, że to jest wolontariat. Nie myślę o sobie per wolontariuszka. Ja drużynę bardziej traktuję jak rodzinę, bo my spotykamy się też poza salą treningową – na imprezy, na wycieczki rowerowe bulwarami nad Wisłą a nawet na festiwale filmowe. W ogóle nie odczuwam już tej bariery, że to są osoby z niepełnosprawnością, nie widzę tego wózka. To są dla mnie moi znajomi, moi przyjaciele. Pamiętam z tego pierwszego treningu jeszcze to, że jak usłyszałam o zawodnikach, że są to osoby z uszkodzeniem rdzenia kręgowego, to pomyślałam, na pewno trzeba się z nimi delikatnie obchodzić. Później patrzyłam na ich grę, na to jak się zderzają na tych wózkach, jak się przewracają… zupełnie zmieniłam postrzeganie!
Iza: Dopowiem jeszcze ze strony swojej – my zawsze traktujemy naszych wolontariuszy jako część zespołu. Formalnie jest to wolontariat, ale my nie traktujemy ich jako osoby, które mają tylko pomagać. Czy że są z nami, bo chcą wspierać „biednych kulawych” [śmiech]! Ada jest moim zdaniem pełnoprawną członkinią drużyny, bez niej nie damy rady.
Jak wygląda takie spotkanie, jak jest trening? Jakie tam się rzeczy dzieją?
Ada: Jak zaczyna się trening, to my przygotowujemy izotonik do bidonów, pomagamy przesiąść się z wózka aktywnego na rugbówkę, w pełni przygotować się do gry. Przede wszystkim pomagamy tym z zawodników, którzy tego wymagają. Wolontariusze pomagają przypiąć się pasami do wózka, założyć rękawice, okleić się taśmą.
Iza: Prowadzicie jeszcze część treningu! Trening nie ma możliwości się odbyć, póki nie ma naszych wolontariuszy.
Ada, co Ci daje wolontariat?
Ada: Co mi to daje? No nie wiem… to jest tak jak wyjechać sobie ze znajomymi na wakacje, na jakiś wyjazd. Po prostu lubię ten klimat, lubię tę atmosferę. Nie czuję tego tak, że jest to jakiś mój obowiązek, moja praca, żeby ktoś to zobaczył i powiedział „Ale Ty jesteś super”. Żeby w oczach innych być guru. Kiedy drużyna się mnie pyta - Ada, pojedziesz z nami na wyjazd np. do Koszalina? Ja po prostu myślę – O jasne, nigdy nie byłam w Koszalinie, zobaczę o co chodzi, może być fajnie, bo to nad morzem, tak?
Iza: [gromki śmiech] Tak, nad morzem.
Jakie emocje towarzyszą Ci, kiedy uczestniczysz w treningach, kiedy jesteś z drużyną, kiedy Twoi zawodnicy osiągają sukcesy?
Ada: Tak naprawdę kiedy zaczynałam, jak byłam w Czechach, później nasz międzynarodowy turniej Mazovia, na początku ja... tak sobie siedziałam, żeby sobie wszystko ogarnąć, nie wczuwałam się w tę grę. A teraz jak gramy ligę, mistrzostwa Polski, mecze gdzie jest punkt za punkt, jest walka… ja tym żyję, bo czuję się częścią! Jak ktoś od nas zdobywa punkt, to jest euforia, że daliśmy radę! Jak podwinie się noga to również przeżywam to z drużyną ale staram się ich dodatkowo motywować. Nie czuję się z boku, tylko jako jedność. Wcześniej trenowałam 7 lat piłkę ręczną, więc znam te emocje. Przeżywam to jak sportowiec. Generalnie jestem taka, że jakbym miała tak usiąść i nic nie robić, to bym umarła z nudów. Ale to mnie spełnia. Dostarcza mi emocji, które mi wystarczają i ja tym żyję.
Myślałaś o tym co Cię najbardziej zaskoczyło od Twojego pierwszego spotkania z drużyną, do momentu, w którym teraz jesteś?
Ada: Co podziwiam, to to że oni mają dużo różnych swoich zajawek, zajęć. Tak jak porównuję do swoich znajomych, którzy sporo narzekają, nudzą się, nie mają co robić. A tutaj – jest całe spektrum możliwości! Na rowerach jeżdżą, niektórzy nurkują, część spełnia się w motoryzacji na torze wyścigowym, nawet kiedyś mieszkaliśmy pod namiotem i bawiliśmy się wspaniale. Większość moich znajomych, którzy są w pełni sprawni, mają mniej kolorowe życie niż zawodnicy.
Co Twoi znajomi myślą o takiej formie spędzania czasu przez Ciebie? Jest to dla nich interesujące?
Ada: Większość moich znajomych reaguje z dystansem. W zeszłym roku jak była paraolimpiada, to wreszcie było ją widać. Wszyscy mówili, że super, że było to relacjonowane, że jakby trochę więcej tego sportu widzą. Upewnili się, że to wcale nie jest tak, że przyjdziesz na mecz, a wyjdziesz z niego na wózku. Mam wrażenie, że ludzie z dystansem podchodzą do sportów osób z niepełnosprawnościami, bo to jest też coś takiego pod dywan zamiatane. Mówią, że super, że zazdroszczą mi że robię to co robię, ale unikają bezpośredniego zaangażowania… a wielokrotnie namawiałam, aby przyszli na mecz czy trening.
Iza: Ale… dwa lata temu chyba załatwiłaś taką ekipę…
Ada: Ale to w większości była rodzina… [chichocze]
Iza: Co z tego, było super! Ada załatwiła masę kibiców, kilkadziesiąt osób i to było cudowne.
Ada: Tak, bo to żyło! Ławka żyła! To nie było tak, że przyszło 20 osób, usiadło i oglądało, tylko naprawdę każde gardło krzyczało „Do boju!”, na całą halę było słychać.
Iza: Dla nas to było bardzo ważne. My wtedy przegraliśmy 1 punktem, a ja po tym meczu wcale nie czułam się jakbym przegrała, tylko wygrała, bo trybuny wykrzykiwały nazwę naszej drużyny, ewidentnie dla nas kibicowali. Poza tym może niektórzy mówią, że to jest taka głupota, że kibice to dodatkowy zawodnik na boisku, ale naprawdę, to niesie. To jest olbrzymia różnica jak się gra z kibicami, a jak bez. Może sama tego nie przyzna, ale Ada robi super robotę! Jest naprawdę świetną wolontariuszką. Bez takiej osoby jak Ada nasza drużyna by nie istniała. My nie jesteśmy w stanie funkcjonować bez wolontariuszy. A jak są zaangażowane osoby, jak Ada no to wtedy… chce się bardziej!
Ada, jakbyś mogła powiedzieć najmilsze Twoje wspomnienie z współpracy, to co to jest?
Ada: Najmilej wspominam każdy turniej wyjazdowy. Do Danii (tutaj też nocowaliśmy w namiocie), do Czech. Ta atmosfera, to łączenie się z innymi drużynami, ze stuffami innych drużyn, poznawanie się, to bycie razem ze sobą. Każdy turniej bardziej nas do siebie zbliża. Nie rozmawiamy stricte tylko o zadaniach na boisku, tylko o tym co u kogo słychać, co można porobić. Każdy turniej to jest fajne wspomnienie.
A jakiś najważniejszy moment znajomości z Izą?
Ada: Mogę powiedzieć o początkach! Iza zawsze mówi, że ludzie się jej boją, że może przez tatuaże, przez wyraz twarzy, przez wyrażanie siebie. Ja na początku też tak miałam – przez to że Iza jest bardzo charyzmatyczna, ekspresyjna, szczególnie na meczach, jak coś nie idzie po jej myśli… Takim momentem przełamującym nasze lody był…
Iza: [głośny śmiech] już wiem co chcesz powiedzieć!
Ada: ...to było na Arenie Ursynów, Iza złamała palec. Ja tak jak mówiłam, jestem też trochę w drużynie od tej strony medycznej, bo jestem ratownikiem wodnym. Miałam samochód, byłam mobilna, więc zapakowałyśmy się do szpitala. I zaczęłam wtedy tak rozmawiać z TĄ Izą i okazało się wtedy, że ona wcale nie jest taka straszna. Akurat wtedy zapałałyśmy sympatią do siebie.
Iza, a jakie były Twoje wrażenia na temat Ady?
Iza: Super! Śmieszna, roześmiana, zabawna, pomocna. Ada jest fantastyczna. Jest jedną z takich osób, która się bardzo angażuje w naszą drużynę. I oprócz tego co ma robić, zgodnie z ustaleniami z prezesem klubu, to też daje dużo od siebie. Załatwia kibiców, zajmuje się mediami społecznościowymi klubu, angażuje się. Jak są wakacje, to pisze do wszystkich, żeby przesłali jakieś zdjęcia, co robią, wrzucimy to.
Ada: Chcę pokazać ludziom, że można coś fajnego zrobić. Teraz jak byliśmy na wyjeździe to 10 „lajków” zdobyłam dla naszego profilu.
Iza: I z tego co wiem, to Ada ma taką tendencję, że podchodzi do ludzi mówiąc „Czy słyszałeś o tej drużynie? Nie? To wejdź na facebook’a i polub”. [śmiech]
Ada: Tak, na przykład jak na imprezie podchodzi jakiś facet, to zanim zacznie mówić, ja wystrzeliwuję pierwsza: muszę Ci pokazać profil mojej drużyny! [śmiech wspólny]
Iza: Nie interesują ją ci, którzy nie są naszymi kibicami! [gromki śmiech] Widać, że Ada jest bardzo zaangażowana.
Czy można Waszą relację nazwać już czymś więcej niż relacją sportowca-wolontariusza?
Ada: Według mnie jest na pewno bardziej prywatna.
Iza: Ja lubię do Ady zadzwonić, nie wiem czy Ada lubi słuchać, jak opowiadam jej przez telefon [śmiech]. Lubię rozmawiać z nią, niekoniecznie o sprawach związanych tylko ze sportem.
Iza, Ty sobie wyobrażasz, że dzisiaj coś zachodzi w życiu Ady i ona znika?
Iza: Nie ma takiej opcji!
Ada: Ja to po cichu liczę, że za 3 lata pojedziemy na Igrzyska Paraolimpijskie. [śmiech] Dawno nie byłam we Francji, chętnie bym pojechała. Nawet jak będzie ograniczenie liczby wolontariuszy w stuffie, to pojadę jako kibic.
Iza, gdybyś miała opisać Adę w kilku jej cechach charakteru, które sprawiają, że ona pasuje do tych zadań, do tej dyscypliny?
Iza: Silna, niezależna, pomocna…
Ada: [szeptem] bez współczucia, bez litości…
Iza: [śmiech] bez litości – tak! Ale w tym pozytywnym znaczeniu. Mamy hasło no mercy w rugby na wózkach, więc ewidentnie to „no mercy” w niej też jest.
Ada: To jest może takie dziwne, ale ja naprawdę nie mam takiego współczucia. Nie podchodzę do tego „ojej, jacy Wy jesteście biedni. Okej, to pomogę.”
Iza: Myślę, że nie wytrzymałabyś w tej drużynie, jakbyś tak miała. Zdecydowanie nie chcemy, żeby ktokolwiek się nad nami litował, dlatego nie dogadalibyśmy się.
Ada czy Ty się nauczyłaś tego braku dystansu, tego nie-litowania się?
Ada: Ja taka jestem po prostu. Nie jestem bezduszna, ale…
Iza: Nie ma co się litować nad nami, nie oszukujmy się! Trzeba przyjść, mocno zapiąć zawodnika pasem i tyle.
Rozmowa: Barbara Rogalska, Dorota Kaczmarek, portal www.ochotnicy.waw.pl, Urząd m.st. Warszawy
Zdjęcia przekazane przez rozmówczynie