W tej rozmowie Maria Szczęsna - koordynatorka wolontariatu w Drabinie Jakubowej zabiera nas do Brańszczyka nad Bugiem, gdzie wolontariuszki i wolontariusze działają podczas turnusów wczasowo-rekolekcyjnych. Na czym one polegają i czy stanowią jedyną formę działań wolontariackich? Tego dowiecie się z lektury!
Powiedz, proszę, od jak dawna zajmujesz się koordynacją wolontariatu?
Maria Szczęsna: W wolontariacie jestem 2 lata. Zaczęłam się w 2022 roku, a jeżeli chodzi o działanie, które jest moją pracą jako koordynatorki, to w sumie udzielam się od grudnia.
A wcześniej działałaś jako wolontariuszka.
M.S.: Tak, zaczęłam właśnie od wolontariatu. Byłam w wolontariacie, a stało się to moją pracą. Od 2022 roku jestem w Drabinie Jakubowej, ale dodatkowo miałam też gdzieś pomiędzy inne wolontariaty. M.in. chodziłam do biblioteki czytać dzieciom, albo też porządkować książki, a od niedawna staram się chodzić do Fundacji Kapucyńskiej gotować obiady dla osób w kryzysie bezdomności.
Możesz przybliżyć na czym polega działalność Drabiny Jakubowej i powiedzieć więcej o organizowanych przez Was turnusach?
M.S.: Jesteśmy organizacją non profit działającą z ramienia Księży Orionistów. Główna siedziba jest w Warszawie, ale mamy również swoich ludzi w Lublinie, Białymstoku i w Poznaniu. Głównie zajmujemy się wsparciem i towarzyszeniem na co dzień osobom z niepełnosprawnościami. Możemy to robić naprawdę w różnym zakresie, organizujemy m.in. turnusy wczasowo-rekolekcyjne, czyli wyjazdy, które odbywają się w Brańszczyku nad Bugiem.
Ile trwa jeden turnus?
M.S.: Dla wolontariuszy wyjazd trwa 9 dni, a dla naszych podopiecznych, czyli dla osób z niepełnosprawnościami - 7. Chodzi po prostu o to, żeby razem pojechać, spędzić trochę czasu i odpocząć. Mówimy otwarcie, że dla nas bardzo istotny jest aspekt duchowy tego wyjazdu, chociaż żeby do nas dołączyć nie trzeba być osobą wierzącą. Poza turnusami przeprowadzamy promocję wolontariatu, ale również różne szkolenia, żeby oswajać ludzi z tematem niepełnosprawności. W ciągu roku mamy np. projekt, który nazywa się „Anielska Domówka”, polegający na tym, że raz w miesiącu spędzamy czas z naszymi przyjaciółmi z niepełnosprawnościami. Chodźmy razem na pizzę, do kina, do parku. Spotykamy się również w ramach duszpasterstwa w Warszawie, w Wołominie i w Grajewie, gdzie spędzamy czas na modlitwie. Bierzemy też co roku udział na przykład w charytatywnym biegu „Wings for Life”. Skupiamy się na tym, żeby przeciwdziałać wykluczeniu społecznemu naszych podopiecznych. Naszym hasłem jest „Niszczymy samotność” - tyczy się to zarówno osób z niepełnosprawnościami, ale też jak się okazuje, naszych wolontariuszy.
Jaka jest motywacja osób, które przyjeżdżają na turnusy? Czy wiedzą jakie zadania ich czekają? Może mają jakieś obawy?
M.S.: Myślę, że na pewno jest trochę lęku przed przyjazdem. Zwłaszcza, jeżeli ktoś przyjeżdża na swój pierwszy wolontariat, ponieważ nigdy w 100 procentach nie wiesz, co będzie cię czekać. Turnusy zaczynają się dwudniowym szkoleniem, a dopiero później przyjeżdżają nasi podopieczni, więc wolontariusze na początku są przygotowani do tego, co będą robić. Sprawujemy opiekę jeden do jednego, czyli jeden wolontariusz zawsze jest przypisany do jednego podopiecznego, i tak naprawdę to to jest największa niewiadoma dla naszych nowych wolontariuszy, ponieważ przyjeżdżając jeszcze nie wiedzą, kim się będą zajmować. Natomiast jeżeli chodzi o wszystkie inne rzeczy, czyli o to, jak wygląda turnus, to wolontariusze są wcześniej informowani. Jest zespół koordynatorów, czyli organizatorów tego turnusu, którzy czuwają nad wszystkim i oni są też właśnie po to, żeby do naszych wolontariuszy przed kursem zadzwonić, zadać odpowiednie pytania i żeby rozwiać wszystkie wątpliwości. Mamy też kadrę medyczną. Każdym kursem opiekują się pielęgniarka albo lekarz i takich osób wciąż jeszcze szukamy na najbliższe wakacje. Także bardzo, bardzo zapraszamy. Poza tym mamy rekolekcjonistów i koordynatorów wolontariatu. Więc jest porządne zaplecze, jeżeli mogę tak powiedzieć, i każdy jest gotowy na każdym kroku wspierać wolontariuszy.
Jak wygląda turnus, czy ochotnicy wiedzą, na co się decydują?
M.S.: Tak! Chociażby przez tę rozmowę z koordynatorami, ale też przez nasze promocje, czy strony internetowe, gdzie wszystko jest bardzo dokładnie opisane. Ja sama miałam tak, że na początku nie miałam praktycznie żadnego doświadczenia z osobami z niepełnosprawnościami i miałam trochę obaw, lęków, ale na szkoleniach dowiedziałam się tak naprawdę wszystkiego, co potem mi się przydało w opiece nad moją podopieczną. To są szkolenia z zakresu savoir vivre, z empatii, czy pierwszej pomocy. Bardzo ważny jest dla nas też taki temat, jak ochrona małoletnich przed nadużyciami. Troszczymy się bardzo o wolontariuszy, codziennie wieczorem mamy odprawę na turnusie, żeby porozmawiać o tym, co było dla nas trudne, w czym potrzebujemy wsparcia, albo co nas ucieszyło tego konkretnego dnia. Szkolimy i wspieramy, myślę że naprawdę nie ma się czego bać!
Opowiedz proszę więcej o "Anielskiej domówce"!
M.S.: To projekt skierowany zarówno do naszych podopiecznych, jak i do wolontariuszy. Jego głównym celem tak naprawdę jest zniszczenie samotności, ponieważ w dzisiejszym świecie wiele osób czuje się zagubionych i samotnych. Spotykamy się na takiej integracji co najmniej raz w miesiącu w kilku miastach na terenie całej Polski i staramy się za każdym razem robić coś innego, żeby to było urozmaicone. W tym roku byliśmy na przykład w Centrum Nauki Kopernik. Zawsze w maju jest też duży piknik na Polach Mokotowskich. Gramy razem w planszówki, robimy grille czy ogniska. Wszystko tak naprawdę zależy od sztabów wolontariatu, czyli grup, które czuwają nad konkretnym wolontariatem w danym mieście. Rokrocznie w październiku odbywa się dwudniowy sztab, który skupia wolontariuszy z całej Polski i jego głównym zadaniem jest integracja wolontariuszy, żebyśmy się jeszcze lepiej poznali. Rozmawiamy też o naszych przyszłych działaniach i podsumowujemy to, co się wydarzyło na turnusach i wcześniej.
Jak najczęściej wolontariusze do Was trafiają? Przez turnus, czy domówkę?
M.S.: To zależy. Dużo osób na początku przyjeżdża na turnusy, ponieważ bardzo aktywnie je promujemy. Jeżeli chodzi o takie regularne okazje, to mamy spotkania modlitewno-integracyjne duszpasterstw, które są raz w tygodniu. Tam faktycznie co tydzień spędzamy razem czas i tak też sporo wolontariuszy do nas trafia, bo zostali tam na przykład przez kogoś przyprowadzeni. Poza tym bywa, że ktoś do nas trafia przez "Anielską Domówkę", ale też wolontariuszami zostają osoby, które najpierw były naszymi darczyńcami. Organizujemy również turnus sylwestrowy, więc może być wolontariusz, który przyjechał na taką zabawę i potem już po prostu zachwycił się i został. Tych dróg dotarcia do nas jest naprawdę wiele.
Jakie to drogi?
M.S.: Mamy jeszcze turnusy rodzinne. Zjeżdżamy się do domu w Brańszczyku nad Bugiem, tutaj przyjeżdżają całe rodziny. Na te turnusy również docierają nasi wolontariusze, ale tam charakter opieki jest trochę inny. Wolontariusze opiekują się osobą z niepełnosprawnością tylko w konkretnych punktach dnia. Chodzi o to, żeby rodzice trochę odpoczęli, skorzystali z otoczenia, z rekolekcji. Poza tym mamy też turnus mobilny/ewangelizacyjny w Białymstoku. Głównie są tam podopieczni z Białegostoku, którzy są odwiedzani przez naszych wolontariuszy w swoich domach. Mamy jeszcze dwa inne turnusy, które nazwaliśmy turnusami desantowymi albo inaczej turnusami z aniołami - one się odbywają w Izbicy Kujawskiej i tutaj wolontariusze przyjeżdżają do domu pomocy społecznej, prowadzonego przez Księży Orionistów. Na miejscu są pracownicy tego domu, wolontariusze są bardziej do pomocy i zorganizowania czasu i modlitwy.
To czym w takim razie muszą się wykazać przyszli wolontariusze?
M.S.: Żeby zostać naszym wolontariuszem, musisz mieć ukończone 16 lat, dlatego że to nie jest prosty wolontariat i po prostu młodsza osoba sobie z tym nie poradzi. To jest tak naprawdę jedyny twardy wymóg, którego się trzymamy. Wiadomo – każdy turnus ma swoje zasady i zobowiązania: cisza nocna, brak używek, obowiązki, dyżur nocny (dla chętnych). Codziennie wieczorem nasi wolontariusze czuwają na korytarzu, ponieważ chcemy bezpieczeństwa dla naszych podopiecznych również w nocy.
Kto najczęściej się zgłasza?
M.S.: Jesteśmy bardzo otwartą grupą i tacy też są nasi wolontariusze. Mamy osoby w wieku 16, 17, 18 lat. Mamy bardzo dużo studentów, ponieważ najczęściej to oni mogą sobie pozwolić na taki „urlop”. Mamy również osoby pracujące i emerytów koło sześćdziesiątki, siedemdziesiątki. To wywiad z wolontariuszem przed jego przyjazdem jest kluczowy. Wtedy dowiadujemy się, czy dana osoba ma jakieś choroby, czy ma siłę, czy może dźwigać czy nie, i na tej podstawie koordynatorzy danego turnusu dopasowują do niej jak najbardziej odpowiedniego podopiecznego. Mogę się tym podzielić, że ja dostałam podopieczną idealnie dopasowaną do mnie, a pamiętam, że przez telefon, tak na 2-3 tygodnie przed turnusem, rozmawiałam z Koordynatorką może 10-15 minut i to w sumie wystarczyło, więc wierzymy w to, że nie ma przypadków.
Rozmowa: Julia Różańska
Zdjęcia przekazane przez rozmówczynię