Pomoc osobom w kryzysie bezdomności jest niezwykle trudna i złożona. A jednak znadują się chętni, żeby działać i co więcej - mają w sobie dużo zapału i energii. O wolontariacie w Fundacji Daj Herbatę opowiada Patrycja Drożyńska - koordynatorka wolontariatu.

Uśmiechnięta rozmówczyni w czapce z daszkiem i w gumowych rękawiczkach trzyma cztery porcje zupy w rękach podczas wydawkii

Tak na początek, żeby wszyscy mieli jasność - czym zajmuje się Fundacja Daj Herbatę

Patrycja Drożyńska: Fundacja Daj Herbatę zajmuje się pomocą osobom w kryzysie bezdomności, a od niedawna w dużej mierze również osobom w kryzysach ekonomicznych. Przychodzi do nas coraz więcej seniorów, osób chorujących i z niepełnosprawnościami. Natomiast głównym celem, dla którego w ogóle Fundacja powstała było wsparcie osób w kryzysie bezdomności.

I co jest teraz takim największym wyzwaniem w kontekście działań Fundacji?

P.D.:  W tej chwili działamy w trzech obszarach. Jeden z nich to są nasze poniedziałkowe wydawki przed Dworcem Centralnym. To są wydawki, na które jednorazowo przychodzi 500-550 osób i podczas nich wydajemy gorące posiłki, paczki żywnościowe na wynos i konkretne rzeczy dla potrzebujących. Największym wyzwaniem tutaj jest oczywiście zgromadzenie środków finansowych i rzeczowych, które pozwalają na organizowanie tych poniedziałków. W tej chwili średni koszt jednego poniedziałku to jest około 6-7 tysięcy złotych.

Drugi obszar naszej działalności to Centralny Punkt Integracji. Mamy dyżury z terapeutą, psychoterapeutą, terapeutą uzależnień. Mamy dyżury prawnika, pomagamy szukać pracy, udostępniamy telefon i komputer z dostępem do internetu. To też bardzo częsty problem wśród osób w kryzysie, że nie mają takiego kontaktu ze światem, nie mają możliwości szukania pracy. Robimy bezpłatnie zdjęcia do dowodów, bo to też jest poważny problem. Bardzo często osoby w kryzysie nie mają dokumentów. A żeby je wyrobić, trzeba mieć zdjęcie, żeby mieć zdjęcie, trzeba mieć pieniądze i kółko się zamyka. 

A trzecie nasze wyzwanie to jest tworzona w tej chwili pracownia, która nazywa się Studio DE-HA i jest to miejsce, które będzie przestrzenią aktywizacji zawodowej. W tej chwili jesteśmy mniej więcej w połowie remontu. Pomagają przy nim panowie, którzy są w kryzysie bezdomności. To jest takie miejsce, które współtworzą dla samych siebie. To też jest bardzo ważne, bo tutaj się buduje takie poczucie wspólnoty, ale też odpowiedzialności.

Wolontariusze w kamizelkach odblaskowych wydają posiłki podczas wieczornej wydawki

Robicie naprawdę bardzo dużo - jaką rolę w tym wszystkim mają wolontariusze w Fundacji? Czym się zajmują?

P.D.: Wolontariusze mają w Fundacji kluczową rolę. Przez wiele lat opieraliśmy się wyłącznie na wolontariacie.
W tej chwili na przykład poniedziałkowe wydawki są w pełni obstawiane przez wolontariuszy. Nie ma tam pracowników. Tak samo wszystkie dyżury w magazynie, czyli przyjmowanie darów, szykowanie paczek dla naszych beneficjentów - to wszystko też się opiera w całości na wolontariacie. Stworzyliśmy specjalną aplikację, która ułatwia nam pracę i porządkuje zbieranie potrzeb i wydawanie rzeczy osobom potrzebującym. To bardzo pomaga w organizacji.

Wolontariusz w niebieskiej kurtce i czarnej czapce stoi w magazynie przy półce z żywnością dla potrzebujących

A kim są ci wolontariusze? Skąd się biorą w Fundacji?

P.D.: Jeżeli chodzi o taki trzon wolontariatu, to mamy stałe osoby i one są z nami od wielu lat. Pojawiają się też osoby tylko jednorazowo. Czasem ktoś może być raz w miesiącu i to też jest super, bo na tym właśnie polega wolontariat - każdy daje od siebie tyle, ile może. 

Jest też wolontariat dla firm, tak zwany wolontariat pracowniczy. Taka grupa przyjeżdża do nas na dworzec i bezpośrednio widzi, komu się pomaga, kto przychodzi po pomoc. Czasami firmy do nas wracają, bo widzą, że to też jest dobry pomysł na integrację dla pracowników w firmie. 

Są wolontariusze, którzy w poniedziałki przygotowują kanapki i przywożą je na na dworzec. Angażują się w to na przykład przedszkolaki i uczniowie ze szkół podstawowych i średnich, albo pracownicy. Jest na przykład grupa tłumaczy i tłumaczek warszawskich, którzy regularnie umawiają się u kogoś w domu na robienie kanapek i oprócz pomagania, jest też oczywiście aspekt integracyjny. Mamy wolontariuszy z Polska 2050 Mazowieckie i oni też już kolejny rok nam pomagają, robią kanapki i co miesiąc nam gotują. 

Mamy też cudownego pana Adama, który jest emerytem i w każdy drugi poniedziałek miesiąca przygotowuje bułki. Jedzie tramwajem i te bułki wiezie - to jest naprawdę bardzo wzruszające. Są też stali pomagacze z polsko-wietnamskiego stowarzyszenia „Serce”. Oni co poniedziałek przywożą nam 50 zestawów obiadowych. 

Pan Adam wiezie w tramwaju dwa kartony z kanapkami na wydawkę  

Te wszystkie historie są bardzo budujące. A jest może jakaś historia związaną właśnie z wolontariuszami, która najbardziej zapadła Pani w pamięć?

P.D.: O rany! To jest trudne pytanie - wiele historii pojawiło się teraz w mojej głowie. Opowiem o kilku. Geoffrey, zwany przez nas „Gofer”  jest Belgiem, który kilka lat temu przyjechał do Polski. Zakochał się w Polsce i w Polce. Ożenił się, ma polskie obywatelstwo. Na początku słabo mówił po polsku, więc co rusz wynikały z tego jakieś śmieszne sytuacje.  

Jest też Darek, który zaczął nam pomagać, jak jego córka miała pewnie z 11,12 lat. I tak ją zabierał czasami ze sobą do naszego magazynu, który był wtedy u mnie w piwnicy. Córka pomagała i... tak została - w tej chwili już jest studentką pierwszego roku studiów. 

Kolejną cudowną osobą, która nam pomaga jest Joanna Jędrzejczyk. Znana fighterka i zawodniczka i wrażliwa osoba, która ma wielkie serce i bardzo nas wspiera. Dzięki niej posiłki przygotowała nam na jeden poniedziałek Republika Smakoszy. Joanna Jędrzejczyk przyszła wtedy na wydawkę, więc to była też taka atrakcja dla naszych beneficjentów, którzy ją rozpoznawali.

Joanna Jędrzejczyk w czerwonej kurtce i różowej czapce trzyma zupy w obu dłoniach i podaje je potrzebującym na wydawce

Był czas, kiedy zachorowałam na nowotwór i nie mogłam uczestniczyć w wydawkach na dworcu - wtedy wolontariusze do mnie dzwonili, opowiadali jak było. To było też bardzo wzruszające, że o mnie nie zapominali, że dalej byłam częścią Fundacji. Nasi beneficjenci przekazywali życzenia, czy nagrywali filmiki. Taka jest z nas jedna wielka rodzina już w tej chwili.

Piękną tradycją jest, że gdy komuś wypadają urodziny w poniedziałek na dworcu, to robimy niespodzianki dla wolontariuszy. Zawsze są prezenty i tort lub ciasto ze świeczkami. Cała kolejka śpiewa 100 lat i są to naprawdę bardzo piękne momenty. 

Takie pytanie już na koniec - co by Pani powiedziała osobie, która nie może się zdecydować, czy w ogóle zacząć działać jako wolontariusz?

P.D.: Że warto spróbować. Bo dopóki nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Jeżeli spróbujesz i stwierdzisz, że jednak to nie jest odpowiednie, to żaden wstyd powiedzieć ,,nie, to nie to”A warto po prostu spróbować.

Bardzo dziękuję - i za ten wywiad i za to, co robicie. 

Koordynatorka Fundacji przekazuje starszej Pani produkty żywnościowe i zbiera na kartce potrzeby beneficjentki

Rozmowa: Maja Jeśmanowicz

Zdjęcia przekazane przez rozmówczynię i z mediów społecznościowych Fundacji Daj Herbatę