Już wiemy, że wolontariat może być nowym doświadczeniem. Ale czy może być też dla nas nauką? Oczywiście, że tak! W szczególności jeśli mówimy o Stowarzyszeniu Innowacji Społecznych „Mary i Max”, którego wolontariuszki opowiadają o tym jak udział w wolontariacie pomógł im w zrozumieniu samych siebie. 

Czy możecie się przedstawić i powiedzieć co robicie w Fundacji Mary i Max? Jak się tutaj znalazłyście?

Aneta: Nazywam się Aneta. Do Mary i Max sprowadziło mnie przede wszystkim to, że miałam trochę wolnego czasu i doszłam do wniosku, że zrobię po prostu coś dobrego. Tym bardziej, że właśnie tego dobra w życiu mi trochę brakowało.

Zdjęcie portretowe przedstawiające wolontariuszkę. Ma proste blond włosy do ramion i czerwony brokatowy cień do powiek. Jest ubrana w czerwoną koszulę i kremowy kardigan.

Marika: Jestem Marika. Spektrum autyzmu interesowałam się od jakiegoś czasu, bo moja siostra jest osobą w spektrum. Wcześniej byłam wolontariuszką w Synapsis. Później robiłam wolontariaty związane z innymi kwestiami, ale teraz zaczęłam studiować psychologię i wróciła mi chęć angażowania się właśnie w tym obszarze. Ogłoszenie Mary i Maxa mnie zainteresowało i stwierdziłam, że to jest też fajna okazja, żeby poznać nowe osoby i rozwijać się w tym kierunku.

Zdjęcie portretowe wolontariuszki Mariki. Ma rude falowane włosy do ramion i okrągłe okulary w złotych oprawkach. Jest ubrana w dżinsową kurtkę i stoi na tle kolorowego muralu.

Olga: Mam na imię Olga i z wolontariatem zawsze było mi po drodze. Początkowo głównie angażowałam się w wolontariaty akcyjne, potem już bardziej związane z moim kierunkiem studiów, takie jak udzielanie porad prawnych w fundacjach. Do Mary i Maxa trafiłam przez Ochotników warszawskich. Od dłuższego czasu interesowałam się neuroróżnorodnością i to była taka dodatkowa motywacja, żeby w ramach tego projektu o tym porozmawiać i poznać osoby, które są w tym środowisku.

Zdjęcie portretowe przedstawiające wolontariuszkę. Stoi oparta o balustradę pomostu i jest ubrana w różowy płaszcz oraz biały golf. Ma długie blond włosy odsunięte z twarzy okularami przeciwsłonecznymi. W tle widać kolorowe budynki i łódki w kanale.

Jak wyglądał proces rekrutacyjny?

Aneta: Na początku wysyłało się zgłoszenie, gdzie pisało się kilka słów o sobie, o dostępności, o zainteresowaniach, o doświadczeniach z wolontariatem i o tym czego się oczekuje od tego programu. Następnym krokiem było spotkanie się z psychologiem i głębsza rozmowa zarówno o zainteresowaniach, jak i o tym, jaką mamy wiedzę o osobach w spektrum. To było też sprawdzenie  na ile jesteśmy w stabilnej sytuacji życiowej. Kolejnym krokiem było dopasowanie nas w pary.

Olga: Ważną kwestią było to, żeby nas dopasować po zainteresowaniach, by był punkt zaczepienia, na którym najłatwiej zacząć budować tę relację. Ale byłyśmy także pytane o obawy związane z wolontariatem czy nasze mocne strony. Także to było kompleksowo zorganizowane.

Co się działo po zaakceptowaniu?  Czy byłyście kierowane na szkolenia lub spotkania zapoznawcze?

Marika: Pierwsze szkolenie było równocześnie takim spotkaniem zapoznawczym dla wolontariuszy i wolontariuszek. Z tego co pamiętam, szkolenie było podzielone na dwa segmenty tematyczne. Jeden z nich dotyczył tego, jak funkcjonuje sama Fundacja i wolontariat koleżeński. Drugi był poświęcony osobom w spektrum autyzmu, temu jak funkcjonują i jakie mają wyzwania.

Czy jest coś co szczególnie zapadło Wam w pamięć z tego szkolenia?

Marika: Chyba najbardziej zapamiętałam ćwiczenie sensoryczne, które miało nam pokazać, w jaki sposób osoby w spektrum odbierają świat i jak wiele bodźców może do nich docierać.

Aneta: Myślę, że jedna z rzeczy, która zapadła mi w pamięć, to w ogóle to, ile ciekawych osób przyszło. Poza tym, bardzo duża ilość wiedzy, która była przekazywana w taki sposób, że wiele rzeczy przyswajało się automatycznie.

Co się działo po szkoleniach? Były ustalone zasady dotyczące częstotliwości spotkań i tego jak taki kontakt w ramach wolontariatu koleżeńskiego ma wyglądać?

Marika: Generalnie powinno się odbywać jedno spotkanie tygodniowo, ale wiadomo, że zawsze mogą się w naszym życiu wydarzyć różne rzeczy i wtedy możemy jakieś spotkanie odwołać. Ale z góry jest właśnie takie założenie.

Jak wygląda takie pierwsze spotkanie?

Marika: Na początku mamy spotkanie z uczestnikiem i z naszym opiekunem pary. Wtedy podpisujemy umowę, w której są mniej więcej określone nasze zainteresowania i to w jakie aktywności chcielibyśmy się angażować w trakcie spotkań. Następnie prosimy opiekuna o konkretne, vouchery, na przykład do kawiarni, kina czy muzeum.

Z jakich voucherów korzystałyście do tej pory podczas Waszych spotkań?

Aneta: U nas to były burgery, kawiarnia i Centrum Nauki Kopernik. A poza tymi spotkaniami (kiedy była dobra pogoda) chodziliśmy na spacery.

Marika: U nas to się przeplata. Spotykamy się w kawiarniach czy restauracjach, a innym razem idziemy do muzeum. Do tej pory byliśmy w Zachęcie, w Muzeum Narodowym czy w Centrum Sztuki Współczesnej.

Olga: My generalnie układamy swoje spotkania bardzo często pod vouchery. Do tej pory byłyśmy między innymi na warsztatach ceramicznych w Sztukarni – świetna sprawa! Byłyśmy też w Zachęcie i w Muzeum Narodowym, a ostatnio w Muzeum Domków dla Lalek na Starym Mieście.

Co się dzieje po zakończeniu programu? Czy jest możliwość jego przedłużenia lub utrzymania kontaktu z daną osobą z pary?

Olga: Ponieważ mamy z tytułu programu różne profity, to on naturalnie jest limitowany i kiedyś się kończy. Mamy na przykład vouchery, z których możemy skorzystać by gdzieś razem pójść. Ale też opiekę psychologa oraz opiekuna pary. To wszystko w ramach tego projektu, na który jest finansowanie.

A gdy decydujecie się spotykać już poza programem, wyłącznie na stopie koleżeńskiej, to czy możecie liczyć na wsparcie Fundacji?

Olga: Jest przewidziane spotkanie motywacyjne, podczas którego będziemy poruszać kwestię kończenia relacji i projektu. Ale z tego co wiem, to utrzymując kontakt poza programem spotykamy się tak jakby ten program nigdy nie istniał i rozwijamy tę relację na własną rękę.

Aneta: Wiadomo, że program nie może trwać wiecznie, więc jeśli decydujemy się na spotykanie się dalej, to opiekun pary pomaga nam ustalić jakieś zasady tych dalszych spotkań.

Czy chcecie się podzielić najmilszym wspomnieniem z Waszych spotkań? Historią, którą trzymacie blisko serca i zapadła Wam w pamięć?

Aneta: Chyba najmilszym wspomnieniem było to jak mój uczestnik – Tomek- przyszedł do mnie do mieszkania. Poznał mojego męża, razem spędziliśmy czas i widziałam jak się dogadują. Myślę, że w każdej relacji koleżeńskiej to jest bardzo fajne jak widać, że partner i nasz kolega czy koleżanka mają wspólny język. Tomek opowiadał mu o tym co robiliśmy podczas spotkań i wydawał czuć się swobodnie, więc chyba to było najprzyjemniejsze.

Marika: Dla mnie to w sumie wszystkie nasze spotkania w muzeach są moimi ulubionymi. Uwielbiam nasze wyjścia, ponieważ z Kacprem świetnie nam się rozmawia. Jest moim ulubionym partnerem do rozmów i chyba z nikim nie prowadziłam tak ciekawych dyskusji na temat naszych interpretacji obrazów i rzeźb. Mam wrażenie, że to jest świetna zabawa dla nas obojga.

Olga: Od samego początku z Klaudią złapałyśmy bardzo dobry kontakt, ale mam wrażenie, że podczas tych ostatnich kilku spotkań czujemy się ze sobą naprawdę swobodnie. Już o wszystkim rozmawiamy, też o poważnych sprawach, więc dla mnie samo to jest przyjemnie, że możemy spotkać się bez tych aktywności dookoła, których miałyśmy tak dużo na początku. Teraz trochę zwalniamy i po prostu umawiamy się na kawę. Zawsze wychodzimy z tych spotkań zadowolone, bo to dobrze spędzony czas.

Czy jest coś co chciałybyście jeszcze powiedzieć na koniec rozmowy o wolontariacie koleżeńskim w Fundacji?

Olga: To jest coś dla osób, które chciałyby trochę wyjść ze swojej strefy komfortu, swojej bańki. Miałam poczucie, że mimo tego, że bardzo lubię swoje środowisko, czegoś mi brakowało. Potrzebowałam kontaktu z osobami, które myślą czy funkcjonują trochę inaczej. Można zyskać dużo więcej empatii i zrozumienia, to jest najważniejsza wartość na ten moment, którą wynoszę.

Marika: To też jest okazja do prowadzenia dyskusji, na które normalnie nie ma okazji. Z Kacprem rozmawiamy często na głębokie tematy, bardzo jakoś zaglądamy w głąb siebie i patrzymy na to, jak się rozwijamy. Myślę, że wzajemnie też pomagamy sobie zrozumieć samych siebie. Naprawdę to uwielbiam.

Aneta: Mam wrażenie, że nie tylko uczestnicy czerpią z tych spotkań, ale my również. Tomek dał mi dużo do myślenia w wielu sferach, chociażby akceptacji tego, że nie zawsze musimy być perfekcyjni. Nauczył mnie mieć trochę więcej luzu, który przechodzi też na moje życie poza spotkaniami. Tak więc myślę, że wolontariat z Mary i Maxem, to może być ciekawe odkrycie samego siebie.

Rozmowa: Julia Różańska

Zdjęcia przekazane przez rozmówczynie.